Rezerwat Łosiowe Błota – Podwarszawskie mokradła
Rezerwat przyrody Łosiowe Błota to dwa torfowiska oddzielone terenem wojskowym z infrastrukturą niegdysiejszej stacji radarowej. Wchodzący w skład Parku Leśnego Bemowo i Puszczy Kampinoskiej teren liczący około 31 ha objęto ochroną niecałe cztery dekady temu. Rezerwat w większej części pokrywają tereny podmokłe i bagienne z lasem olszowym. Swą nazwą nawiązuje do największego bywalca tych terenów.
Multitactical.pl Wszelkie Prawa Zastrzeżone © 2018
Druga sobota marca nie pozwoliła na zorganizowanie ambitnej wyprawy niemniej kierowani pradawnym instynktem łowieckim zapragnęliśmy zapolować na łosia, jak się okazało, w błocie. Rodzinne polowanie miało odbyć się w niedalekim rezerwacie przyrody z praktycznym zastosowaniem szerokiego spektrum pierwotnych umiejętności jak obsługa cyfrowego aparatu fotograficznego 😃
Podczas tygodnia pracy każdemu zdarza się snuć plany dotyczące weekendu, które nie zawsze udaje się zrealizować. Moc obowiązków, życie zawodowe i rodzinne od czasu do czasu torpedują zamierzenia. Jeżeli poprzednia wyprawa do Truskawia uchodziła za spontaniczną to ta przekroczyła wszelkie ustawowe normy o ile takowe istnieją.
Ekwipunek
Jak zawsze, fundamentem wyprawy okazały się plecy dorosłych. Dwa plecaki z podstawowym wyposażeniem, niezbędne minimum zapewniające komfort psychiczny. Naładowane telefony, duży powerbank, apteczka pierwszej pomocy, drobny catering i napoje, w tym termos z gorącą herbatą. Obszar rezerwatu perfidnie nie pozwala zgubić się nawet najbardziej utalentowanemu lekkoduchowi, dlatego, uprzedzając ewentualne pytanie, nie, nie mam papierowej mapy. Pamiętam układ terenu z głównymi punktami orientacyjnymi, na Łosiowe Błota i Kalinową Łąkę wystarczy.
Stricte profesjonalnej odzieży dedykowanej do bushcraftowych zastosowań nie posiadamy ( co nie znaczy, że w końcu ich nie kupimy). Trekkingową etykietę ograniczamy do obserwacji panujących warunków atmosferycznych lub przewidywanej zmiany aury i tak dobieramy odzież. Znamiona taktycznego szaleństwa pielęgnuje mój plecak Direct Action Dragon Egg Mk2 oraz polar Helikon-Tex Patriot. Reszta pozostaje absolutnie prozaiczna.
Rezerwat Łosiowe Błota
Wyprawa do Rezerwatu Łosiowe Błota przypadła na pierwszą połowę marca i krótkie lecz intensywne ocieplenie, które nie tylko przyroda uznała za zwiastun nadchodzącej wiosny. Topniejący śnieg odsłonił zahibernowaną wyblakłą zieleń jeszcze nie przygotowaną na letni debiut, gdzieniegdzie pozostawiając samotne wyspy śniegu i zamarznięte strumienie pozwalające na dość swobodną bohaterszczyznę 😃
W tych warunkach leśne szlaki zamieniły się w atrakcyjne z punktu widzenia kaloszy wciągające błoto. Niby nazwa rezerwatu zobowiązuje jednak duchowo nie byliśmy przygotowani na spacer po pośniegowym błocku. Gwoli ścisłości, ani my, ani rzesze amatorów krótkiego ocieplenia, nikt nie przejął się szlakiem zamienionym w trzęsawisko, zwłaszcza osoby uprawiające jogging.
Samochód parkujemy na poboczu ulicy Majora Jacka Decowskiego, która biegnie wzdłuż osiedla Latchorzew i przylega do rezerwatu.
Wchodzimy na szlak witający wielbicieli leśnego szwendania błotem o konsystencji, którą mogą docenić tylko najmłodsi włóczykije. Zaczynam wyobrażać sobie stan naszego obuwia ale szybko odrzucam dramatyczne obrazy i koncentruje na stawianiu przemyślanych kroków. Przekonanie, że za kolejnym zakrętem będzie łatwiej, że szlak będzie suchszy znika i nie wraca pozostawiając z myślą, iż ktoś musi za ten stan odpowiadać, najpewniej łoś.
To zdumiewające jak szybko można się przyzwyczaić/ pogodzić/ dostosować (wybrać wedle uznania) do zastanych warunków i starać wycisnąć maksimum przyjemności z rodzinnej wycieczki.
Po kilku minutach błotna łazęga doprowadza do miejsca, w którym z bliska możemy poczuć znaczenie słów mokradła, trzęsawiska i bagno.
Krajobraz niczym słynne bagna Everglades tylko bez aligatorów 😃
W wielu miejscach lód zaczął topnieć – kilkanaście minut później przekonamy się. że wciąż wystarczająco mocny by utrzymać dorosłego człowieka.
Rezerwat Łosiowe Błota należy do najdzikszej części Parku Leśnego Bemowo. Przez długie lata niezagospodarowywany uległ naturalizacji. Jeszcze do niedawna teren rezerwatu nie był dostępny szerszej turystyce, a gospodarka leśna była bardzo ograniczona. To wszystko przyczyniło się do powstania prawdziwie dzikiej enklawy obok terenów zurbanizowanych.
Tropy gospodarza
Teren rezerwatu to ostoja łosia, który, razem z dzikami, lisami, sarnami i kunami dostaje się tu z Kampinosu. Swoją drogą zawsze byłem ciekawy (patrząc na mapę), jak dzikim zwierzętom udaje się bezpiecznie przedostać przez tereny miejskie. Tropy z łatwością dostrzegliśmy nad brzegiem strumienia, który wyglądał jak po przejściu pustynnej karawany. Z jednej strony chaos wodnej przeprawy, dalej gęsiego w kierunku atrakcyjnych torfowisk ukrytych w leśnej gęstwinie. Jak się dłużej zastanowić to „ślady” parzystokopytnej imprezy były nader świeże.
Czy łatwo tu spotkać łosia? Podobno łatwiej niż w innych rejonach KPN, mnie ta sztuka poza Truskawiem się nie udała.
Krótkie polowanie na Żurawie
Niemal przez całą drogę słyszeliśmy charakterystyczne nawoływania żurawi. W końcu przystanęliśmy by w ciszy ustalić kierunek, z którego dobiegają dzikie wrzaski. Podjęliśmy jedną próbę dotarcia w okolice żurawiej imprezy i cyfrowe polowanie. Jak powiadają snajperzy; wystarczy mi jeden strzał… Nie było nawet jednego. Bagnisty teren porośnięty 50 letnim lasem olszowym, upstrzony łozowymi zaroślami skutecznie tę sztukę uniemożliwił.
Znalezisko
W pewnym momencie moją uwagę zwrócił kształt wyraźnie odcinający się od łosiowego krajobrazu. Z bliska okazało się, że to uszkodzony kafel z charakterystyczną sygnaturą, w tamtej chwili jednoznacznie przywodzącą na myśl symbolikę żydowską. Choć mocno uszkodzony, pozbawiony około 1/3 pierwotnej powierzchni, kafel jest dobrze zachowany. Historyczny artefakt prawdopodobnie przeniesiony pod pień drzewa przez anonimowego spacerowicza powoli wchłania przyroda. Krótkie dochodzenie ograniczyłem do dokumentacji fotograficznej.
Po kilku dniach udało się ustalić więcej faktów. Przedwojenny ozdobny kafel to produkt firmy „Dziewulski i Lange” o czym świadczy charakterystyczny stempel – logo w kształcie heksagramu wpisanego w okrąg, z literami D i L po bokach. Jak się okazuje, ów symbol, również przeze mnie, jest mylnie kojarzony z symbolem żydowskim – Gwiazdą Dawida.
Firma Dziewulski i Bracia Lange powstała w Opocznie w 1883 roku. W pierwszym okresie działalności produkowano cegły i wyroby ceramiczne stopniowo rozszerzając ofertę o płytki szamotowe i ogniotrwałe. Produkowano kolorowe posadzki terakotowe, stopnie, gzymsy, płytki ścienne, cegły i nieglazurowaną porcelanę. Przekształcona w Towarzystwo Akcyjne Dziewulski i Lange, cegielnia, była największą na ziemiach polskich fabryką płytek ceramicznych. Ponad stu letnia tradycja jest kontynuowana pod marką Opoczno S.A.
Drobny odłamek historii ukryty w lesie jest świadectwem minionej epoki. Łącznikiem z miastem, które zostało zniszczone, które miało szansę pozostać wielkie.
Przypadki wzdłuż strumienia
Połowa szlaku prowadzi wzdłuż strumienia, który tamtego dnia pozostawał dostatecznie zamarznięty by najmłodszy uczestnik wyprawy nie mógł powstrzymać młodego entuzjazmu przed testowaniem wytrzymałości lodu i rodzicielskiej odporności.
Różowe kozaki już takie są. Czasem trudno nad nimi zapanować 😃
Kolejnego wyzwania długo nie szukaliśmy, wystarczy powalone nad strumieniem drzewo. Nawet nie musiałem niczego specjalnie sugerować, zanim się obejrzałem, córka już posuwała się w kierunku środka owej przeprawy.
Strumień nie jest głęboki, do samochodu niedaleko, więc dlaczego nie miałaby w ten sposób odkrywać własnych możliwości, przedzierać się przez pozorne ograniczenia i raz na zawsze pokonać drobne strachy? To znacznie lepsze niż ekran telewizora, komputera, czy zabawa telefonem. W młodości robiłem to samo, może nawet w większej skali.
Gdybym nie spróbował powtórzyć wyczynu córki, musiałbym uznać swoją porażkę i udać na wieczne wygnanie. To nie były żarty 😃
Pomimo ocieplenia temperatura utrzymała się na poziomie umiarkowanego chłodu, stąd oliwkowy Esbit z gorącą herbatą i tym razem był wyczekiwanym momentem podczas tej błotnej rajzy.
Zamarznięta łąka
Wędrując szlakiem wiele razy mijaliśmy ukryte między drzewami białe plamy zamarzniętej wody. Jedna z nich była wystarczająco blisko by korzystając z jedynej okazji w roku móc przyjrzeć się zamarzniętej łące pokrytej turzycowymi falami. Podmokła polana bardziej przypominała powierzchnię tarki do sera niż zieloną ostoję. Okresowo zalewany teren to kwintesencja Łosiowych Błot.
Idziemy dalej odkrywając charakterystyczny krajobraz Łosiowych Błot.
Na rozwidleniu szlaków pozbawiony lodu strumień udowodnił jak czysta jest w rezerwacie woda.
Wędrujemy dalej, błoto nie odpuszcza.
Niczym powierzchnia księżyca, nasze ślady pozostaną tu na wieki 😃
Kilka słów podsumowania
Odrobina dzikiej przyrody dostępnej w mieście to rzadki widok. Rezerwat Łosiowe Błota i położona nieco wyżej na północ Kalinowa Łąka tworzą jedyną w swoim rodzaju możliwość swobodnego obcowania z przyrodą niemal wolną od ingerencji człowieka.
Pomimo odrobinę nieprzyjaznych warunków wyprawa do rezerwatu Łosiowe Błota należała do udanych. Nie było zbyt zimno, nie padał deszcz, nie ganiały nas dziki, nie zjadły wilki, a herbata była gorąca i słodka. Czego chcieć więcej? Może trochę słońca i zieleni! 😃
Multitactical.pl Wszelkie Prawa Zastrzeżone © 2018 Wszystkie zdjęcia i teksty są własnością Autora blogu.
Kopiowanie, przetwarzanie i rozpowszechnianie bez wiedzy i zgody Autora jest zabronione.
Najnowsze komentarze