Preppers – Wojenny plecak z Ukrainy – Czy jestem przygotowany na wypadek ewakuacji? Część 2.
Większość Polaków nie jest przygotowana na różne sytuacje awaryjne, które mogą się wydarzyć. Nie wierzymy w zmiany klimatu, ani związane z tym realne zagrożenia. Skoncentrowani na celach pielęgnowanych komercją, nie zwracamy uwagi na to, co się dzieje na świecie. Przekonanie, że wolność i demokracja raz wywalczone stają się czymś trwałym i pewnym jest powszechne, i tylko świadczy o niskiej świadomości bezpieczeństwa. Życie złudzeniami, że wystarczy coś uchwalić, a będzie wieczne.
Multitactical.pl Wszelkie Prawa Zastrzeżone © 2022
„Si vis pacem para bellum”
Minął pierwszy szok. Dwa miesiące temu byliśmy w innej rzeczywistości, która dziś wydaje się taka cholernie odległa. Żyjemy w tej części świata, która nie doświadczyła bezpośrednio okrucieństwa wojny od 1945 roku. Od tamtego czasu cieszymy się pokojem, z odzyskanej wolności, niepodległości i demokracji. Okrzepliśmy w tej stabilności do tego stopnia, że pojęcie wojny znikło z codziennego słownika, stało się synonimem nudnego podręcznika do historii, przegrało z arywizmem. Teraz obserwujemy ją z bliska, jest tuż za plecami. Polska stała się krajem przyfrontowym. Wojna w Ukrainie powinna zmienić naszą postawę i świadomość, postrzeganie stanu kojarzonego z bezpieczeństwem. Jestem daleki od straszenia wojną w Polsce, ale gorąco namawiam do kształtowania własnego bezpieczeństwa.
Nie zostawiajmy tego na ostatnią chwilę. Gdy dochodzi do najgorszego jest za późno. Nie ma czasu na analizowanie, szukanie dokumentów, kart bankowych, zapasowych kluczyków od samochodu. Nie ma czasu na przetrząsanie szafek w poszukiwaniu urlopowego plecaka. Kiedy mamy pójść po rozum do głowy, jeśli nie teraz? Może wojna w Ukrainie uświadomi, że również My możemy się znaleźć w sytuacji bez dobrego wyjścia. Wieczorem w telewizji ulubiony film, a rano nowa rzeczywistość, gdy trzeba wszystko rzucić, spakować rodzinę do jednego plecaka, i uciekać. Nie da się zostawić przygotowań na ostatnią chwilę, jeśli tak do tego podejdziecie, to już jesteście przegrani. Zbyt brutalnie? Wojna jest brutalna. Bez planu na wypadek sytuacji kryzysowej zasilicie armię spanikowanych ludzi oczekujących pomocy. Zszokowani i zaskoczeni będziecie oszukiwać nie tylko siebie, ale i własne rodziny, że ta pomoc nadejdzie, bo „przecież nas nie zostawią.” Jest wiele rzeczy ważnych na tym świecie, i w życiu każdego z nas, ale nic nie jest ważniejsze niż upewnienie się, że Ty i twoja rodzina jesteście przygotowani na nagły wypadek lub katastrofę.
Nikt nie wymaga, abyś z dnia na dzień zmienił się w 100% „rasowego” preppersa rodem z amerykańskich fantazji o upadku cywilizacji. Gromadzenie tryliona rzeczy na wypadek inwazji krewetek z Marsa, czy weekendowe parodiowanie „Delta Force” przed zażenowaną rodziną, nie mają żadnego odzwierciedlenia w założeniach idei bycia przygotowanym. Wystarczy, że będziesz świadomy występowania realnych zagrożeń (huragan, pożar, powódź, pandemia, atak terrorystyczny, katastrofa przemysłowa). Wystarczy, że do codziennej diety włączysz racjonalny pragmatyzm (gaśnica w domu, gaz obronny w kieszeni, na przejściu dla pieszych smartfon w kieszeni). Wystarczy, że poważnie potraktujesz świadomość sytuacyjną i przewidywanie (oszczędności, gotówka na wypadek awarii zasilania, informacja). To wszystko i nic więcej. Twierdzenie, że Polacy w kwestii świadomości bezpieczeństwa są zorientowani niczym kompas w hucie żelaza może jest daleko idącym uogólnieniem, ale proszę sobie zadać pytanie; czy jestem przygotowana/y na wypadek ewakuacji? Czy jestem przygotowana/y na wypadek długotrwałych niedoborów wody? Czy jestem przygotowana/y na wypadek poważnej awarii zasilania? Takich pytań jest znacznie więcej.
Z badań przeprowadzonych przez Maison&Partners przy współpracy z portalem Defence24.pl wynika, że społeczeństwo polskie jest chętne do obrony i wsparcia Ojczyzny, ale jest bardzo słabo do tego przygotowane. Około 66% dorosłych Polaków deklaruje gotowość do zaangażowania w obronę kraju na wypadek wojny, ale 69% nie wie czym jest plecak ewakuacyjny i co powinien zawierać (!) Posiada go ledwie 3% z nas, co jest marnym pocieszeniem, jeżeli połowa rodaków nie wiedziałaby, jak się zachować na wypadek wojny, a w zasadzie każdego poważnego kryzysu.
Dopóki nie zabraknie zasilania na pięć dni, nie będzie możliwości zagrzania wody do kąpieli, drogi wylotowe z miasta nie zostaną odcięte, dopóty nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nasza rodzina nie jest przygotowana! Nie pochwalam historycznych analogii ale ponad 80 lat temu, wszyscy mieli nadzieję, że do wojny nie dojdzie. Spora część społeczeństwa nie myślała o zbliżającej się nawałnicy, inni nie byli jej w pełni świadomi. W tle codziennego czerwcowego życia roku 1939 narastało polityczne wrzenie, dziś wiemy, że tamte letnie miesiące były ostatnimi, kiedy jeszcze można było cieszyć się normalnym życiem. Należy tu podkreślić, że na dzień dzisiejszy, nic nie wskazuje, że Polsce może grozić atak ze strony innego państwa, ale to nie oznacza, że możemy siedzieć bezczynnie. Świadomość sytuacyjna i przewidywanie.
Przypomnij własną reakcję na ostrzeżenia ekspertów przed możliwością wystąpienia globalnej pandemii. Nie ty jeden zbyłeś je machnięciem ręki. A jednak. Od dwóch lat mierzymy się z wirusem COVID-19. Niedogodności wynikające z narzuconych ograniczeń, zwłaszcza tak nielubiane noszenie maseczek, to detal w porównaniu z tym, przez co przechodzą mieszkańcy Ukrainy. Jeszcze do niedawna pandemia i wojna dla wielu były nie do wyobrażenia. Podobnie ze zmianami klimatu – zachodzą na naszych oczach, ale nie traktujemy tego poważnie. Dopóki woda w kranie, słońce latem, a zimą trochę śniegu, dopóty nic nas nie obchodzi. Po nas choćby potop. Najgorsze, że dulszczyzna dorosłych zemści się na dzieciach.
Czy masz przemyślany plan awaryjny na wypadek zagrożenia? Czy jesteś gotowy na wszystko, co stanie na Twojej drodze? Niezależnie od tego, czy martwisz się nagłym zwolnieniem, inwazją militarną, wypadkiem samochodowym, odcięciem prądu na tydzień, klęskami żywiołowymi, czy też długoterminowym pogorszeniem sytuacji gospodarczej i społecznej, ważne jest, abyś już teraz zaczął się do tego przygotowywać. Jeśli czekasz, aż będziesz tego potrzebować, jest już za późno.
Życie złudzeniami i brutalne przebudzenia
Rok 2022 okazał się powrotem długo nie widzianych demonów, i wiele wskazuje, że w najbliższych miesiącach nie będzie ani lepiej ani łatwiej. Przytłoczeni kumulacją problemów jak rosnąca inflacja, codzienne koszty życia, ryzyka kredytowe i galopady legislacyjne krajowego piekiełka, wracamy do zadawania sobie pytań, od których już dawno odwykliśmy. Nadal funkcjonujemy według starych recept, ale z każdym dniem trudniej utrzymywać merkantylny dystans od faktów, ignorować wydarzenia mając nadzieję, że są daleko i nigdy nie zniweczą naszych celów życiowych.
Człowiek to wyjątkowa konstrukcja, jak mało która istota żywa potrafi stosować i wykorzystywać mechanizm samookłamywania. Do ostatniej chwili udajemy, że pewne wydarzenia nie mają miejsca, nic nam nie grozi, ani dziś ani jutro – przecież wiemy lepiej. Fakty ujawniane w mediach, analizy naukowców, strategów, są z góry odrzucane, często bez racjonalnego powodu. „To się nie dzieje naprawdę, bzdura, rząd nas okłamuje, to jakiś spisek, pandemii nie ma, fake news, manipulacja, na zdjęciach są podstawieni aktorzy”. Na ulicach zrujnowanej Buczy w Ukrainie też leżeli aktorzy, na wschodzie Antarktydy nie zawalił się lodowiec szelfowy o powierzchni 1100 km2, a w ubiegłym roku w Polsce z powodu Covid-19 nie zmarło pół miliona osób. Teatr głupoty otwarty 24h, a scena pełna szyderców chętnych do deklamowania idiotyzmów. Nawet nieświadomie stosowane mechanizmy obronne powodują, że nie widzimy oczywistych prawd. Trzymamy się złudzeń, zamiast stawić czoła rzeczywistości. Ojciec psychoanalizy, Zygmunt Freud, mawiał: „gdy postrzeganie rzeczywistości wywołuje przykrość, wtedy poświęca się prawdę”.
Wyparcie z głowy obrazów śmierci, unikanie zapamiętania określonych informacji lub zaprzeczanie faktom (zagrożenie atakiem terrorystycznym, pożar, choroba, powódź, itp) będą tylko wzmagać lęki. Mechanizm samookłamywania może mieć tragiczne skutki. Zwlekanie z opuszczeniem wieży WTC, uderzonej przez porwany samolot pasażerski, i opisywany przez ocalonych, charakterystyczny obraz braku paniki, to jeden z wielu przykładów. W książce „Życie wysłuchane”, psycholog Stephen Grosz dowodzi, że ludzie w obliczu zagrożenia na ogół nie reagują natychmiast na alarm – prowadzą rozmowy, których celem jest wzajemne uspokajanie się. Proste analogie do sytuacji z Rosją Putina lub zmianami klimatu na ziemi. Zaprzeczanie faktom, wmawianie sobie i innym, że za chwilę wszystko wróci do normy. Business as usual …
Choć ryzyko wznowienia konfliktu zbrojnego w Ukrainie wielu obserwatorów oceniało na bardzo wysokie, to data 24 lutego 2022 zostanie zapamiętana jako paraliżująca niespodzianka. Europa staje dziś w obliczu brutalnego przebudzenia, jakim jest repetycja widma wojny. Ponowne zmierzenie się z synonimami najgorszego okrucieństwa, starych obaw i lęków, których materializację uważaliśmy za niemożliwą do powtórzenia. Koszmaru, którego tak bardzo pragnęliśmy uniknąć, o którym chcieliśmy zapomnieć i, de facto, zapomnieliśmy. Nikt nie mówi o trzeciej wojnie światowej, ale obawy przed taką eskalacją konfliktu istnieją od dawna i, czy tego chcemy, czy nie, będą rozgrzewać publiczną debatę. Pod koniec lutego pisałem jak wielką rolę dla codziennego bezpieczeństwa pełni świadomość sytuacyjna. Można odnieść wrażenie, że ostatnie wydarzenia nie zmieniły naszego stanowiska w tej sprawie. Nadal słychać komentarze zdradzające poważne kłopoty z wykorzystywaniem aparatury umiejscowionej między uszami. Świadomość sytuacyjna to pojęcie kojarzone z siłami specjalnymi – kluczowe w taktyce, ale to nic innego jak postawienie się w komfortowej sytuacji wobec otaczającej rzeczywistości. Wiedzieć więcej, rozumieć więcej, dokonać racjonalnej oceny zdarzeń oraz ich skutków, w efekcie, z wyprzedzeniem podjąć odpowiednie działania.
Zajmujemy się rodziną, pracujemy, spotykamy się z przyjaciółmi, robimy mnóstwo innych rzeczy, dla przyjemności, z obowiązku, z rutyny. W tym czasie, wkoło nas, w kraju i za granicą mają miejsce wydarzenia kreujące rzeczywistość, w której wszyscy funkcjonujemy. Kiedy nasz prywatny mały światek jest dostatecznie absorbujący, brakuje energii by skupić się na analizie wypadków na świecie. Nie jestem wyjątkiem. Informacje mogą przytłoczyć i odrzucić, zwłaszcza negatywne, ale ta wiedza przekłada się na lepsze zrozumienie tego, co dzieje się w wymiarze lokalnym i globalnym. Warto śledzić wydarzenia, analizować czym są napędzane konflikty, i wokół czego dochodzi do największych napięć. Wiedza pozwala działać racjonalnie, z wyprzedzeniem przygotować na zagrożenie, być gotowym. Kłopoty pojawiają się, gdy mamy do czynienia z niebezpieczeństwami i zagrożeniami, o których istnieniu nic nie wiemy, kiedy ulegamy złudnemu przeświadczeniu, że; „takie sytuacje nigdy mnie nie spotkają”, „rzeka nie podmyje naszego domu”, „ewakuacja, nie bądź śmieszny”, „mamy dużo czasu”.
Jesteśmy przyzwyczajeni do komfortu i dobrobytu, stałości pewnych mechanizmów, codziennego utrwalania pewności siebie wynikającej z dostępu do wszystkiego – produktów, usług i informacji. Podtrzymujemy w sobie złudne przekonanie, że wojny i podziały żelaznej kurtyny należą do historii, a koszmar czystek etnicznych nigdy się nie powtórzy. Nadzieja jest udawaniem, że świat współczesny różni się zasadniczo od tego sprzed lat 30, czy nawet 80. Klęska koncyliacyjnej zachodniej polityki względem Putina i oceny jego skłonności do stosowania siły w celu osiągnięcia swoich celów, stała się kłopotliwym faktem, dowodem na dziedziczenie wady krótkowzroczności. Negacja i wieczna ucieczka tworzą złudzenie celu, tak jak brylowanie złotą kartą w barze mlecznym. Wydaje się, że dramatyzm naszych czasów polega na nieustannym pytaniu o strategie życia, w relacje między postawami; adaptacji i możliwości samorealizacji w świecie zmiennym, i ucieczki jako negacji istniejącej rzeczywistości. Tak jak zakończenie zimnej wojny odbierano jako nowe otwarcie, oczekiwane pozbycie się traum przeszłości, tak globalizacja jawiła się jako środek zmniejszający podziały geopolityczne, dzięki czemu świat miał stać się miejscem pozbawionym granic.
Linie geopolitycznych uskoków roku 2022 gromadzą napięcia na Bałkanach, Afryce, Bliskim Wschodzie, Azji Środkowej i Południowo-Wschodniej. Eskalacja sporu grecko-tureckiego na Morzu Egejskim, półwysep Koreański, ryzyko rozpadu Bośni i Hercegowiny, Kuryle, Górski Karabach, Naddniestrze, Wyspy Senkaku/Diaoyu, Kaszmir. To punkty zapalne na mapie świata, w których wybuch awantury może być równie zaskakujący, jak inwazja w Ukrainie, dlatego nie bądźmy zaskoczeni, kiedy się dowiemy, że Chińska Republika Ludowa wysłała swoją Blue Navy do przejęcia kontroli nad Archipelagiem Spratly.
Rejon morza Południowochińskiego nie od dziś jest uważany za jedno z największych współczesnych zagrożeń dla światowego bezpieczeństwa. Kontrola Archipelagu Spratly oznacza obszar dna morskiego bogaty w złoża ropy naftowej i gazu ziemnego, z bogatymi łowiskami włącznie (liczne populacje tuńczyka, sardeli i śledzia). Z punktu widzenia globalnych procesów geopolitycznych, biegnących tam szlaków handlowych, to szalenie newralgiczne miejsce na świecie. Wartość towarów corocznie przewożonych przez statki w tamtym rejonie osiąga kwotę 5.3 bln USD, co znacznie przekracza sumę tranzytu przez Kanał Panamski i Kanał Sueski razem wzięte. Dla Chińczyków kontrola Spratly ma walor militarny, jak i gospodarczy, bowiem w razie konfliktu zbrojnego pozwoliłaby na prowadzenie obrony i ataku daleko od faktycznego terytorium. Drogą morską ChRL importuje znaczne ilości surowców energetycznych, dlatego zabezpieczenie szlaków dostawczych ma żywotne znaczenie, nie wspominając o inicjatywie „Pasa i Szlaku”, znanego jako projekt odtworzenia starożytnego Jedwabnego Szlaku. Rosja uważa Białoruś i Ukrainę za swoją wyłączną strefę wpływów, tak Chiny definiują cały rejon Morza Południowochińskiego, co stawia Państwo Środka na kursie kolizyjnym wobec innych państw mających dostęp do tego akwenu. Z perspektywy lewobrzeżnej Wisły, wszystkie wymienione prawdopodobnie nigdy nie przebiją się do szerszej świadomości, ale sam fakt istnienia udowadnia jak niewiele wiemy.
Bezpieczeństwo ma dla nas wysoką wartość, ale przez wszystkich pojmowane w różny sposób, najczęściej sprowadzane do przebywania w środowisku o stałym, niezmiennym i trwałym porządku, którego utrzymanie nie wymaga żadnego wysiłku i specjalnej troski. Ten rok będzie obfitował w szereg czynników wywierających wpływ na poczucie bezpieczeństwa. Niepewność w związku z napływem uchodźców z Ukrainy – rosyjska dezinformacja, ryzyka związane z ograniczeniami dostaw surowców energetycznych – dywersyfikacją źródeł ropy, gazu i węgla, inflacyjne tsunami – przyniesie coraz wyższe ceny żywności, kredytów, fale bankructw. Niepewna przyszłość polityczna Unii Europejskiej zmagającej się z kryzysem demokracji, dryfującej na rosyjskie skały. Agresywna, mocarstwowa polityka Władimira Putina zwróciła uwagę Polaków na kwestie bezpieczeństwa, ale nadal bardziej troszczymy się o sprawy indywidualne, ważniejszy jest dla nas wymiar bezpieczeństwa socjalnego (trudno się dziwić), niż militarny. Nie rozwijamy kompetencji wspólnoty, nie ufamy ludziom i instytucjom państwa, przeważa nastawienie egoistyczne; „własnego podwórka” i „pełnego talerza”. Dziś bardziej niż kiedykolwiek stoimy przed wielkim wyzwaniem, jakim jest utrzymanie i konsolidacja osiągniętego poziomu integracji politycznej i gospodarczej. Miejsce bez granic stało się iluzją, coraz więcej granic pogrąża się w konfliktach i we krwi.
Dziękujemy, Władimirze Władimirowiczu
Ponad 80 lat temu Sowiecka Rosja pod przewodnictwem Stalina dokonała najazdu na Finlandię. To miała być łatwa i szybka, a przede wszystkim, zwycięska wojna z państwem, które niby zagrażało Kremlowi. Z propagandowego punktu widzenia miał to być, wzorcowy, „wyzwoleńczy” pochód Armii Czerwonej: „Idziemy do Finlandii nie jako najeźdźcy, lecz jako przyjaciele i wyzwoliciele fińskiego narodu od ucisku obszarników i kapitalistów„. Najpierw agresja, potem skuteczny opór, na koniec impas. Czy jesteśmy świadkami powtórki z historii?
Władimir Putin marzył o nowej Jałcie – odwróceniu geopolitycznych skutków rozszerzenia NATO i UE, pragnął podziału Europy na nowe strefy wpływów, wskrzeszenia imperialnej wielkości na prochach dawnego ZSRR, odzyskania roli jednego z głównych rozgrywających w Europie. Jeszcze kilka tygodni temu mógł być przekonany, że przed „późną emeryturą” uda mu się dokonać niemożliwego. Wierzył, że Zachód zniewieściał, i nie zareaguje. Przekalkulował, że słaba jest Ukraina, że wystarczy kilka dni, i wjedzie do Kijowa na transporterze BTR, niczym rzymski centurion na rydwanie. Decyzja o napaści na Ukrainę, ujawniła skalę pogardy i naiwnego myślenia, że to nie żadne państwo, żaden naród, tylko kolonialna prowincja, bez prawa do samodzielnego myślenia. Putin nie tylko wzmocnił demokratyczne sojusze, ale swoją decyzją wznowienia inwazji na Ukrainę, zniszczył militarną reputację Rosji, nadszarpnął gospodarkę kraju. Liczył na większą skuteczność podważania wartości liberalnych i demokratycznych, rozsadzenie UE od środka – te nadzieje może pogrzebać druga prezydentura Macrona, nie wspominając o porażce sił populistycznych na Słowenii. Silna i zwarta Europa, współpracująca ze znienawidzonym USA, może zatrzymać rosyjski imperializm. Nawet jeśli Rosja wygra, zdobędzie Donbas, wytłucze stałe połączenie do Krymu, będzie to bardzo kosztowne zwycięstwo, nie warte tej całej „operacji specjalnej”. Niedoszły car odnowiciel przestał być postrzegany jako równoprawny partner do rozmów. W najbliższej przyszłości nikt nie będzie traktował poważnie jego słów. Każda deklaracja zostanie uznana za wybieg i kłamstwo – polityczną „maskirowke”, modus operandi KGB-owskiej doktryny celu.
Wydarzenia na Ukrainie skompromitowały zachodnią politykę appeasemmentu, jednoznacznie wskazały wieloletnie błędy i moralne bankructwo wybitnych polityków. Jakby historia nikogo niczego nie nauczyła, ustępstwa mające zapobiec dalszym żądaniom, by nie dopuścić do wybuchu wojny. Wszyscy myśleli, że potrafią oswoić Rosję, nagiąć do zachodnich reguł, tymczasem dali się omotać kosztowną pajęczyną surowcowych zależności. Kurtyna opadła, wątpliwości rozwiane, „What You See Is What You Get”. Najpierw zignorowanie drugiej wojny czeczeńskiej na przełomie 1999 i 2000 roku, Gruzja w 2008, Nord Stream w 2010, aneksja Krymu w 2014, zestrzelenie pasażerskiego Boeinga nad Ukrainą (szukaj w Bellingcat), na koniec przepychanki wokół drugiej nitki Nord Stream II. Podczas pierwszego spotkania z Putinem w roku 2001, ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush, stwierdził, że gdy popatrzył w oczy prezydenta Rosji „zajrzał przez nie w głąb jego duszy” i odkrył godnego zaufania człowieka. Nawet jeśli były wątpliwości, to każdy wolał po raz wtóry „resetować” stosunki z Kremlem. Robić interesy, kupować surowce, naiwnie wierzyć, że w ten sposób ograniczą rosyjskie imperialistyczne zapędy. Zachód nakładał symboliczne sankcje, reagował wzburzeniem w notach dyplomatycznych, wzywał na dywanik ambasadorów, ignorował militarne zaangażowanie Rosji na Bliskim Wschodzie, by na koniec dziwić się skutecznością rakiet Kalibr w Syrii. Rosja nigdy nie kryła się ze swoimi zapędami. Kreml nigdy nie szanował państw i narodów, które w przeszłości były częścią lub należały do strefy wpływów ZSRR. Putin gardzi słabością i niezdecydowaniem, szanuje i rozumie tylko język siły. Traktowanie Rosji przez Zachód jako normalnego, cywilizowanego kraju, to błąd.
Wojna w Ukrainie wymusi znaczną korektę polityki bezpieczeństwa, przyczyni do zacieśniania integracji europejskiej. Wszyscy dostrzegają, jak ważna jest wspólna reakcja na zagrożenie ze strony Rosji. Kraje, które wcześniej nie uznawały reżimu Putina za zagrożenie, dziś wyznają bardzo twarde stanowisko w kwestii jednoznacznego uznania za agresora. Niesprowokowana inwazja w ciągu zaledwie dwóch miesięcy, odbudowała pewność siebie i poczucie misji Zachodu, przekonanie, że można i trzeba dawać efektywny odpór agresywnej polityce Putina. NATO zostało zaskoczone, ale się szybko mobilizuje, odzyskało energię, złapało drugi oddech, za chwilę może powitać w swoich szeregach Szwecję i Finlandię, a w Polsce mogą powstać stałe bazy sojuszu. Nigdy wcześniej ukraińska tożsamość i państwowość nie były tak umocnione, a społeczeństwo skupione na walce o prawo do samostanowienia. Oba kraje zostały na dekady zantagonizowane – być może na zawsze, a sytuacja strategiczna Polski wzmocniona jak nigdy w przeszłości.
Czy Putin jest szaleńcem?
Wyrachowany, cyniczny, konsekwentny, tak. Władimir Putin nie wydaje się szaleńcem, jak chciałoby wiele osób. To człowiek z misją, polityk pragmatyczny, doskonale odbierający społeczne echo, zwłaszcza, że od lat systematycznie redukował wszelkie wewnętrzne zagrożenia – represjonował opozycję, i zawłaszczał infosferę. Świetnie rozgrywał animozje na Zachodzie, podsycał kłótnie, podrzucał idee, ułatwiał podejmowanie spreparowanych decyzji w dyplomacji surowcowej.
To bardzo wygodne zrzucić winę na chorobę umysłową. Jakiś psychiczny defekt, głęboko skrywaną traumę z dzieciństwa, źle opatrzoną ranę. Szaleńcem można uznać kogoś, kto zachowuje się irracjonalnie i nie można przewidzieć jego zamiarów. Putin od lat mówił otwartym kodem do czego będzie dążył, z czym nie może się pogodzić, na co nigdy nie pozwoli, niejednokrotnie ostrzegając by mu nie przeszkadzano. Wskazywał cele, kawałek po kawałku zbliżał do zmiany na globalnej szachownicy. Problem polega na tym, że Zachód nie zwracał uwagi na te wszystkie znaki. To musiało się tak skończyć, przejść do kolejnej fazy, wskoczyć na nowy wyższy poziom. To Zachód wyhodował sobie takiego potwora. Inwazja na Ukrainę ma pogrzebać jej demokrację, zdestabilizować, załamać gospodarkę, wygnać zagranicznych inwestorów, zrujnować infrastrukturę. Ma być przykładem, jawną przestrogą, że model demokratyczny nie ma przyszłości. Ta wojna ma również zachwiać sojuszami, doprowadzić do rozpadu Unii Europejskiej i NATO. Podkopać znaczenie USA, zasiać zwątpienie dla jej globalnej roli, zrzucić z piedestału mocarstwa. Historia pokazała, że takie zmiany mogą być nieosiągalne, ale zawsze niosą ogromne zniszczenia.
Wydawało się, że Rosję można zmienić, że jej zachowanie, to efekt post zimnowojennej traumy. Musi przepracować swoje problemy, odnaleźć wewnętrzną ścieżkę do modernizacji kraju. I tak się stało, tylko Zachód nigdy nie brał pod uwagę, że może być państwo, którego celem nie jest skupienie na zapewnieniu ludziom bezpiecznego i dostatniego życia. To nikomu nie mieściło się w głowie – kraj, który odrzuca tak doskonały model, a wyznacznikiem realnej polityki czyni siłę, dominację, armię, strefę wpływów, imperialną dumę i wspólnotę w poczuciu wiecznego zagrożenia. Polityka, jaką Zachód prowadził wobec Rosji, to jedna z największych porażek od zakończenia zimnej wojny. Szaleństwem było ignorować znaki świadczące o stronie, w którą dryfowała Rosja pod przywództwem Putina. Każde ustępstwo było zaproszeniem do eskalacji kolejnych działań. To nie jest szaleństwo.
Czy Putin przeszarżował?
W opinii analityków rok 2022 oznacza kres dominacji państw zachodnich, wahadło historii ma wracać do czasów otwartej rywalizacji wielkich mocarstw. Osłabiona w ostatnich latach pozycja USA, w miarę nawiązywania bliskiej współpracy przez Chiny, Rosję i Iran, miałaby sprzyjać powstawaniu konfliktów hybrydowych, wojen zastępczych na politycznych granicach. Możemy to obserwować na Ukrainie, czy ekspansji chińskiej i rosyjskiej, której celem jest wypełnienie geopolitycznej próżni bezpieczeństwa powstałej po wycofaniu sił USA i NATO z Afganistanu.
Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Władimir Putin błędnie rozpoznał sytuację. Uznał, że Ukraina jest tak słaba, że do zmiany władzy wystarczy efektowny desant śmigłowcowy na lotnisku Kijów-Hostomel. Można spekulować, czy porażka pierwszej fazy wojny, to wynik wtrącania się w sztabowe mapy, czy otoczenia ograniczonego do najbardziej zaufanych nazwisk, które się nie zawahają skłamać byle przywódca był zadowolony. Czy reżim Putina osiągnął poziom, w którym kłamstwa akolitów gwarantują, obok spokoju i donatów, zachowanie życia? Tak czy inaczej, prawda okazała się inna, nie było powtórki z roku 2014, kiedy Rosjanie bez wystrzału zajęli Krym, a wschodni Donbas z akceptowalnym wysiłkiem. Jest zaskakująca operacyjna nędza. Dziś widmo porażki, jutro utraty władzy.
Putin zakładał, że Stany Zjednoczone są słabe, w czym miał go utwierdzić kompromitujący sposób, w jaki Amerykanie opuścili Afganistan. Powtórka z Sajgonu, obok dziwnej prezydentury Trumpa, miała być ostatecznym dowodem na odchodzenie USA od hegemonii, znak sygnał, że dotarliśmy do szczególnego momentu w historii pt. „wielka zmiana układu mocarstw”. Uznał, że nowy prezydent (Biden) jest słaby, poświęci się odbudowie wewnętrznie podzielonego kraju, skupi uwagę na zagrożeniu ze strony Chińskiej Republiki Ludowej. Mógł wyjść z założenia, że tak odczytana słabość USA stwarza miejsce do rozpychania się w Europie Środkowo-Wschodniej. Nie przewidział, że Amerykanie mogliby wykorzystać wojnę w Ukrainie, by udowodnić sobie i Chinom, że potrafią wspierać swoich sojuszników (Tajwan). Summa summarum Ameryka nie okazała się tak słaba i chętna, żeby zostawić ten obszar. Putin strzelił samobója, zmobilizował znienawidzonego wroga, wskazał kierunek, w jakim Amerykanie powinni zmierzać, okazję, którą można wykorzystać przeciwko Rosji. Świat widzi, kto jest tym dobrym, a kto tym złym.
Na decyzję o agresji mogło wpłynąć osłabienie Europy pandemią oraz trendy w energetyce, a szczególnie polityka klimatyczna Unii. Transformacja energetyczna jest niekorzystna dla Rosji, w dalszej perspektywie oznacza zmianę koniunktury, ale decyzja o rozpoczęciu wojny zamknęła Nord Stream II, na którym mogli jeszcze długo zarabiać. Tutaj Putin też mocno się omylił, odciął rynek UE na swoje surowce, i skazał na Chiny, od których, prawdopodobnie, Rosja stanie się bardziej niż kiedykolwiek zależna. Każdy z tych czynników mógł mieć jakiś wpływ na decyzję Władimira Putina, decyzję błędną, przedwczesną, która może okazać się katastrofalna w skutkach, dla niego, i dla Rosji. Ani wojna w Iraku, ani wojna w Syrii, żaden konflikt zbrojny nie wywołał takiego szoku na świcie, jak inwazja na Ukrainę. Być może dlatego, że mówimy o państwie w Europie, nieco na uboczu, ale jednak tuż przy naszej granicy. Wojna wróciła do Europy. Cywile znowu giną w Europie. To nie dzieje się gdzieś za horyzontem, w jakimś odległym kącie świata. Wojna przestała być tematem telewizyjnej debaty, lecz codziennie kalkulowanym ryzykiem eskalacji w kierunku naszych własnych domów. Miarka się przebrała, i bardzo dobrze. Mamy do czynienia z mentalną zmianą geopolityki Europejskiej, zmianą postrzegania Rosji, z wyzwania, na zagrożenie.
Przepowiednie o śmierci mózgowej NATO były przedwczesne, Zachód jeszcze nigdy nie był tak zjednoczony, a Stany Zjednoczone odzyskują energię, i na razie nic nie wskazuje, by miały porzucić, czy też poświęcić Europę Środkowo-Wschodnią dla Indo-Pacyfiku (dylematy strategiczne). Ostatnie działania administracji Bidena pokazują zdecydowanie dla kontynuowania pomocy walczącej Ukrainie, oraz wzmacniania obecności na wschodniej flance NATO. Podpisana umowa między Pekinem a Wyspami Salomona, wedle której Chińczycy zyskaliby prawo do stacjonowania ich okrętów wojennych oraz personelu wojskowego, może zdestabilizować sytuację w całym regionie Oceanii – odciągnąć uwagę USA od Europy. Jest zbyt wcześnie, by prognozować w czarnych barwach, ale myślę, że Stany Zjednoczone nie zmarnują najlepszej od 30 lat szansy – być może jedynej, na osłabienie Rosji, wysadzenie Putina z siodła. Dosłownie i w przenośni.
Czy jest możliwy atak Rosji na Polskę?
Wiele osób w Polsce obawia się wojny. Głośno artykułowane wątpliwości względem siły sojuszu północnoatlantyckiego, naszego w nim miejsca, i mocy słynnego Art. 5, tłumaczą zdradą Polski przez Zachód w II wojnie światowej. Historii nie zmienimy, tak jak tego, że cześć osób wierzy w taki czarny scenariusz, a część uznaje za niemożliwy do spełnienia. Pomimo trwającej dwa miesiące wojny za naszą wschodnią granicą, pozostaję optymistą – Rosja nie ma potencjału militarnego, by pokonać zjednoczone siły zachodu. Dziś jesteśmy bezpieczni dzięki sojuszom, obecności w Unii Europejskiej, i przede wszystkim w NATO. Jeśli faktycznie doszłoby do ataku na nasz kraj, byłaby to istotna zmiana globalnej sytuacji bezpieczeństwa, ale nie oznacza III wojny światowej, ani inwazji Rosji na NATO. Nie jest łatwo ukryć 150.000 tysięcy żołnierzy przy granicy. Racjonalnie, wojna Rosji z Polską jest mało prawdopodobna. Emocjonalnie, dopuszczamy każdą najgorszą możliwość. Faktem jest, że jeszcze nigdy wojna nie była tak blisko naszych domów. To budzi zrozumiały niepokój, ale nie powinniśmy wpadać w panikę, która jest najłatwiejszą i najgorszą reakcją.
„Ukraińską krwią budujemy swoje bezpieczeństwo. Im więcej rosyjskiego sprzętu zostanie zniszczonego a żołnierzy polegnie, tym my możemy czuć się bezpieczniej” – dr. Błażej Sajduk, Uniwersytet Jagielloński
Na Kremlu siedzą ludzie pozbawieni skrupułów, ale inteligentni. Wiedzą, co oznacza konflikt z NATO i USA. Z drugiej strony, Rosja ma cele imperialne, i analizując jej działania i podejmowane kroki, z tej logiki należy wychodzić. To co nam wydaje się nieracjonalne, pozbawione sensu i przestarzałe, w Rosji jest żywym sposobem realizacji celów. Putina nie należy oceniać miarą zachodnią, nasz system wartości jest mu całkowicie obcy. Chce zakończyć wojnę na własnych warunkach, negocjować z pozycji siły. Ustępstwa na Kijowie Rosja próbuje wymusić stosując terror porównywalny z tym, co rosyjski żołnierz wyczyniał w Czeczenii i w Syrii. Z punktu widzenia Rosji, ta strategia ma sens, ponieważ opiera się na, jakkolwiek źle to zabrzmi, racjonalnych założeniach – wyczekiwania, kto pierwszy uzna, że dalsze koszty prowadzenia wojny są zbyt wysokie. Szczęście w niewszczęciu polega na tym, że ta strategia nie działa. Rosnące straty wśród cywilów nie wymuszają zakończenia konfliktu, przeciwnie, konsolidują ukraińskie społeczeństwo w oporze, i wymuszają na prezydencie Zełeńskim brak zgody na jakiekolwiek ustępstwa wobec Rosji.
(…) strach przed utratą wizerunku „wielkiego mocarstwa”. To on powoduje, że Rosja prowadzi działania bojowe aż do całkowitego unicestwienia nieprzyjaciela, zamiast pertraktacji i pokojowego uregulowania stawia ultimatum, odrzuca wszelkie pojęcia moralności, a cel osiąga za wszelką cenę” – Krystyna Kurczab-Redlich, Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina
Wielokrotnie słyszeliśmy sformułowanie „zwierzę zapędzone w kozi róg potrafi zadać bolesne rany”. Po dwóch miesiącach „operacji specjalnej” w Ukrainie, w dziewiątej dobie ofensywy w Donbasie, wojska rosyjskie ponoszą znaczące straty w ludziach i sprzęcie, bez zadowalających osiągnięć w terenie. To wzmaga napięcia w armii, i na szczytach Kremla. Wydaje się nieprawdopodobne, ale może przyjść taki moment, w którym Rosja nie będzie w stanie kontynuować tej wojny (straty, sankcje, zapaść gospodarcza, rosnący opór w bliskim otoczeniu władzy), dlatego musi zakończyć konflikt, zanim ta zapaść nadejdzie. Niepowodzenia na froncie mogą pchnąć Putina do nasilenia przemocy; „Rosja w Ukrainie kieruje się swoim strategicznym wynalazkiem ostatnich lat, jakim jest doktryna eskalacyjnego prowadzenia wojen. Najkrócej rzecz biorąc kredo tej doktryny można określić tak, że jeżeli nie możesz wygrać wojny, albo zaczynasz ją przegrywać, to ją eskaluj. Najlepszym sposobem na uniknięcie przegrania przegrywanej wojny, jest jej eskalowanie na coraz wyższy poziom przemocy” – mówi gen. Stanisław Koziej. Atak z wykorzystaniem broni niekonwencjonalnej, chemicznej lub taktycznych ładunków jądrowych, albo jednorazowy atak rakietowy na jedno z państw NATO. Atak wystarczająco mocny, by zmusić Zachód do negocjacji (wywarcia presji na Kijów a la porozumienia mińskie z 2015), oraz wystarczająco słaby, aby nie sprowokować dużej konfrontacji z siłami sojuszu północnoatlantyckiego, której Rosja wygrać nie może, ani dziś, ani jutro.
Powyższy scenariusz prawdopodobnie doprowadziłby do symetrycznej odpowiedzi ze strony NATO, ale na pewno nie III wojny światowej. Tego nie chcą, ani w Waszyngtonie, ani na Kremlu. Putin może i jest nieprzewidywalny, ale nie jest samobójcą. Zdaniem gen. Stanisława Kozieja, wyraźnie widać, że Rosja stosuje swoją doktrynę, od operacji ekspedycyjnej, przez wojnę totalną, aż po wojnę zbrodniczą, terrorystyczną, ocierającą o ludobójstwo. „Ta tendencja do eskalacji w wojnie ukraińskiej jest bardzo widoczna, ale jest szczególnie niebezpieczna w sytuacji, gdyby rzeczywiście Rosja otrzymała cios oszałamiający, choć nie nokautujący”. Wtedy może dojść do ataku z użyciem broni niekonwencjonalnej poniżej progu nuklearnego. Gdyby Rosji to się nie powiodło, opór Ukraińców nie słabł, wówczas może zdecydować się na użycie ładunku nuklearnego – ostrzegawczo, siadajmy do stołu negocjacyjnego, bo jesteśmy na progu apokalipsy atomowej. Rodzaj komunikatu dla Ukrainy, i NATO, że Rosja jest gotowa użyć broni nuklearnej. Innymi słowy, deeskalacja konfliktu, który Rosja przegrywa, zakończenie niekorzystnej dla siebie wojny. Pod koniec II wojny światowej, po zrzuceniu bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki, cesarska Japonia podpisała bezwarunkową kapitulację. W 2022 Ukraina też nie miałaby wyboru. Nie posiada broni nuklearnej, nie należy do NATO, nie może sama odstraszać Rosji, dlatego deeskalacyjna doktryna nuklearna jest tak niebezpieczna, i realna.
„To może być próba ostrzegawczego uderzenia nuklearnego, gdzieś wysoko w powietrzu, nad Morzem Czarnym, ale z jednoczesnym komunikatem dla Ukrainy, aby kończyć wojnę i przyjąć ich warunki, bo mogą tylko więcej stracić kontynuując ją, bo Rosja jest gotowa użyć broni nuklearnej. (…) Za nim stoi kolejny szczebel eskalacyjny: realne użycie taktycznych ładunków nuklearnych małej mocy, na jakiś szczególnie wybrany obiekt strategiczny po stronie Ukrainy” – gen. Stanisław Koziej, w rozmowie z OKO.press
Polska jest dziś państwem przyfrontowym, miejscem stacjonowania kontyngentów wojskowych sojuszu północnoatlantyckiego, w tym znaczących sił USA. Ważnym zapleczem polityczno – wywiadowczym, hubem zaopatrzeniowym dla walczącej Ukrainy, dlatego staje się niebezpieczna dla Federacji Rosyjskiej. W rosyjskiej telewizji często mówi się o polskich lotniskach wykorzystywanych do transportów zaopatrzenia na Ukrainę. Biorąc pod uwagę agresywną retorykę, codzienną bezczelną propagandę i niepowodzenia na froncie, inaczej patrzymy na hipotezę Maszy Gessen, dziennikarki tygodnia „The New York Times”. Jej zdaniem, Kreml mógłby wydać rozkaz do ataku na lotniska w Polsce, który światowej opinii publicznej przedstawi jako atak na ukraiński cel wojskowy (uzasadniając zaangażowanie Zachodu w pomoc Ukrainie), a w Rosji udowodni słabość NATO. To ryzykowna teoria, ale przecież nie nierealna. Dopuszczalny efekt minimum, to skłócenie państw NATO w kwestii adekwatnej odpowiedzi, oraz wywołanie w społeczeństwach niechęci do niesienia pomocy Ukrainie. Im dłużej przebieg tej wojny będzie dla Rosji niekorzystny, tym bardziej prawdopodobne jest, że decyzje o użyciu broni chemicznej, biologicznej, czy taktycznej broni jądrowej, będą częściej dyskutowane, a ryzyka kalkulowane. Dziś nie wydaje się to tak nieprawdopodobne, jak jeszcze kilka tygodni wcześniej.
„Kluczowe pytanie brzmi: gdzie i w jaki sposób Rosja będzie kontynuowała wojnę przeciwko USA, a nie czy Rosja będzie okupowała całą Ukrainę. Uważam, że wojna będzie kontynuowana na terytorium Ukrainy Zachodniej, a być może także w Polsce” – Masha Gessen, The New York Times
W ostatnim czasie pojawia się sporo komunikatów na temat rzekomo podjętej decyzji ataku na Polskę, lub przesłankach takiego zagrożenia, nie wspominając o promowaniu agresji w rosyjskim społeczeństwie; „Odważni Polacy, z waszej Warszawy nic nie zostanie w 30 sekund. Wiem, że jest problem na granicy kaliningradzkiej. Może już czas ustanowić korytarz do Kaliningradu? Moim zdaniem, kraje nazywane Polską i Litwą ostatnio za bardzo się stawiają. Nie zdają sobie sprawy, że poradzimy sobie z nimi szybciej, niż z Ukrainą. Ze względu na potrzebny korytarz do Kaliningradu, kwestią jest operacja militarna” To przykład wypowiedzi „eksperta” w rosyjskiej państwowej telewizji, omawiającego możliwy atak nuklearny na Europę. Absurdalne, przekraczające granice nienawiści, obliczone na wywołanie strachu, podziałów w społeczeństwie – wątpliwości, czy nadal pomagać uchodźcom z Ukrainy. Czytając podobne komentarze pamiętajmy, że rosyjska telewizja jest całkowicie odklejona od rzeczywistości – tak jak Putin, ograniczony do własnego otoczenia. To agitacja żywcem wyniesiona z czasów ZSRR, odrealniona, nieskomplikowana, łatwa do przyswojenia. Ważny jest kontekst, czas i moment, w którym padają te słowa.
(…) Rosja może użyć broni jądrowej jeśli Rosja będzie mierzyć się z „egzystencjalnym zagrożeniem”. Rosja jest państwem świata z największym arsenałem głowic jądrowych” – rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow, w rozmowie z CNN
„Będziemy miażdżyć machinę wojenną NATO, tak samo jak mieszkańców krajów NATO. NATO będzie musiało zadać sobie pytanie: „Czy mamy wystarczająco dużo broni, aby się bronić? Czy mamy wystarczająco dużo ludzi?”. A wtedy nie będzie litości, nie będzie litości” – mówił Władimir Sołowjow, jeden z ulubionych propagandystów Kremla. Dziennikarz stwierdził, że nie tylko Ukraina zostanie poddana „denazyfikacji” – „Wojna przeciwko Europie i światu przybiera teraz inny kierunek, a my będziemy musieli zachowywać się bardziej surowo” – ocenił. Kolejna dyskusja miała miejsce w telewizji propagandowej Rossija 1, gdzie zaproszeni goście dyskutowali o konsekwencjach ataku na miasta w USA. „Amerykanie nie mają tego rodzaju rakiet i nigdy ich nie mieli (…) Mamy tylko jeden cel. To terytorium lądowe Stanów Zjednoczonych” – zachwycał się jeden z komentujących. Mało oryginalna tyrada miała związek z niedawnym testem rakiety Sarmat RS-28. To element wojny informacyjnej, próba destabilizacji Polski, rozbicia jedności Zachodu. Wraz z upływem czasu medialne ataki będą się nasilać. Nie można ich bagatelizować, ale też nie poddawać negatywnym emocjom. Ostatni przykład paranoi i obłędu w rosyjskiej telewizji, to program, w którym zaproszeni goście zaczęli snuć wizje globalnej zagłady, zniszczenia zachodnich metropolii. „Jeden Sarmat i Wielkiej Brytanii nie ma” – mówił podekscytowany gość. Co ciekawe, na niedorzeczność monologu „eksperta” zwrócił uwagę prowadzący program: „Nikt nie przeżyje takiej wojny. Kiedy proponujesz atak Sarmatami, zdajesz sobie sprawę, że na tej planecie nikt nie przeżyje?”
Putin może mieć plany wobec Polski, ale dziś to tylko plany. Jestem przekonany, że, tak długo, jak długo pozostaniemy częścią Unii Europejskiej i NATO, nie jest w stanie wiele zrobić. Działania Putina charakteryzuje konsekwencja – zwróćmy uwagę, ile czasu dzieli aneksja Krymu w 2014 (faktyczne rozpoczęcie wojny w Ukrainie) do inwazji na pełną skalę w 2022. Przypuśćmy, że plan inwazji na Polskę leży gdzieś w kremlowskim sejfie; koncentracja wojsk i sprzętu przy granicach z Ukrainą trwała miesiącami, a sam atak został pozbawiony elementu zaskoczenia. Od lat Putin niemal wprost mówił o odzyskiwaniu dawnej strefy wpływów, odbudowie potęgi w granicach ZSRR. Polska należała do tej strefy, ale nie była jej częścią. W ocenie ekspertów, większe obawy powinny mieć kraje bałtyckie – Litwa, Łotwa i Estonia, ale, wspomniane trio jak i Polska należą do NATO, a to zmienia postać rzeczy. Jeśli Rosja zdoła zająć Ukrainę, będzie potrzebowała znacznie większych sił, by okupować ten kraj, ogromnych inwestycji obarczonych ciężarem sankcji, i czasu na odbudowę swojego potencjału. Dopiero potem będzie gotowa do prowokacji militarnych NATO. To wszystko może oznaczać perspektywę co najmniej kilku lat, zanim Polska stanie się kolejnym celem Putina, o ile ten człowiek będzie jeszcze na Kremlu. Ważna rzecz; brak reakcji ze strony NATO na agresję Rosji oznaczałby rozpad sojuszu, a to nie jest w niczyim interesie. Polską racją stanu jest członkostwo w UE i NATO.
„Putin boi się zagrożenia ze strony demokracji u swoich granic. Jeżeli uda mu się zdobyć Ukrainę, przyjdzie kolej na Polskę i Kraje Bałtyckie” – Michaił Chodorkowski, wywiad dla Die Zeit
Realizacja rosyjskiej mocarstwowej strategii jest rozpisana na lata, i nie musi oznaczać wojny z NATO lecz szukanie okazji. Putin prawdopodobnie nie chce wojny z Polską, jesteśmy w UE, jesteśmy członkiem NATO – atak na Polskę, to atak na 3,6 mln armię sojuszu północnoatlantyckiego. Federacja Rosyjska mogłaby zaatakować, kiedy nasz kraj będzie zdestabilizowany, bardziej podzielony (może być jeszcze gorzej?), wstrząsany wewnętrznymi kłótniami, gdy Europa i świat będą „zajęte sobą”. W dobie permanentnej mobilizacji Zachodu, taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny. Jednocześnie nie możemy zapominać, że dopóki Rosją kieruje agresywny ekspansjonizm i poczucie mocarstwowości, dopóty ryzyko istnieje zawsze. Ingerowanie pośrednio i bezpośrednio w politykę krajów sąsiednich, wewnętrzna destabilizacja, to mechanizmy, którymi posługują się po mistrzowsku. Maksymalizacja wpływów kulturowych, terytorialnych, i politycznych, przecież to się nie zmieni. Zamachy, zabójstwa, ataki cybernetyczne, wpływanie na wybory, lokowanie swoich ludzi na szczytach władzy, opłacanie sił politycznych. Atmosfera wokół Rosji zgęstniała do tego stopnia, że w najbliższych latach zasięg oddziaływania ich polityki będzie ograniczony. Jeśli nie przesłonią tego krótkoterminowe korzyści, świadomość neo imperializmu putinowskiego stanie się powszechna, co przełoży na decyzje uderzające w Rosję. Stany Zjednoczone już zmieniają taktykę, chcą maksymalnego osłabienia Moskwy. Będą pompować wszelką pomoc materialną i militarną na Ukrainę. Celem jest przegrana Rosji, wyeliminowanie zagrożenia dziś, inaczej jutro wróci silniejsze, bardziej zdeterminowanie, i bardziej nieprzewidywalne.
Wojna w psychice Polaków istniała zawsze, dziś wróciła z nową siłą, i wpływa na to, co robimy. Zastanawiamy się, jak możemy się przygotować, czy to w ogóle możliwe. Tworzymy scenariusze ucieczek za granicę, co zabierzemy, gdzie się schowamy. Nie wpadajmy w panikę, ale też nie bądźmy naiwni, to co najgorsze niestety wróciło. Nie sądzę, aby Warszawa miała się stać drugim Mariupolem, ale scenariusz eskalacji jest możliwy. Zachowując jedność w międzynarodowych sojuszach, jedność w naszych domach, jedność w kwestii sankcji i dozbrajania walczącej Ukrainy, codziennie oddalamy od nas to widmo. Jeżeli Rosjanie opanują Ukrainę, to wszyscy znajdziemy się w trudnym położeniu. Tutaj nie mam złudzeń, i Wy też nie miejcie. Najnowsze doniesienia mediów wskazują Mołdawię, jako kolejny cel ataku Rosji: Russia ‘is already paving the way for a takeover of Moldova’ – pisze The Times
Co oznacza dla nas wojna w Ukrainie?
Wydawać by się mogło, że po dwóch latach pandemii koronawirusa, nic gorszego już nas spotkać nie mogło. Po gwałtownej burzy zakupów, makaronie i papierze toaletowym znikającym szybciej niż pensja w kasynie, wyludnionych ulicach, pustych autobusach, twarzach ukrytych za maskami strachu i wątpliwości, chcieliśmy odetchnąć. Okazało się, że może być coś gorszego od noszenia maseczki z nosem na wierzchu – wojna za wschodnią granicą. Jak bardzo nierealnie dziś brzmi, gdy mówimy: „pamiętasz, to było przed wojną”
Jeszcze w lutym wielu analityków zgodnie utrzymywało, że tej wojny nie będzie. Przeważało przekonanie, że konflikt zbrojny Putinowi się nie opłaca. Dwa miesiące krwawej jatki w Ukrainie radykalnie zmieniło postrzeganie rzeczywistości. Świat znalazł się na zakręcie, i nie wiemy w jakim kierunku będzie zmierzał. Pewne jest, że nie ma powrotu do dnia sprzed inwazji. Nic nie będzie takie jak dawniej. Globalna kostka rubika układa się w nowy wzór. Niall Ferguson, jeden z najsłynniejszych historyków na świecie, profesor uniwersytetów Harvarda, Oxfordu, Stanforda, trafnie to skomentował: „Iluzja, że pokój w Europie był darmowym obiadem opłaconym przez Amerykanów i ugotowanym na rosyjskim gazie, runęła na zawsze…” Niezależnie od rozwoju sytuacji militarnej, jesteśmy świadkami końca czasów, jakie znamy, i powrotu do tego, o czym zdążyliśmy zapomnieć. Skończył się czas, gdy żyliśmy komfortem przyziemnych kaprysów, zadowoleni z posiadania i gromadzenia. Teraz musimy myśleć o zagrożeniach, których nie dostrzegaliśmy lub nie chcieliśmy dostrzec. Wróciły, przyszły do nas, i pozostaną na długo. Dzisiejsza sytuacja każe się zastanowić, czy jako Polacy, i Europejczycy, jesteśmy w stanie bronić wartości, które wyznajmy w ramach tej wspólnoty. Jakie koszty możemy ponieść (droższe paliwo, żywność, wydatki na armię), by bronić wybranego sposobu na życie. Moskwa nie stała się wrogiem jednej Ukrainy, lecz całego Zachodu. Dla Putina Kijów jest tylko etapem w drodze do rewizji dotychczasowego ładu. Wypada to zrozumieć. Przeciwstawianie się wojnie musi mieć wymiar czynny. Pokój w Europie uśpił naszą czujność, dopiero gdy jest tuż za naszą granicą, zaczynami krzyczeć „nigdy więcej”.
„Ludzie są świetni w mówieniu „nigdy więcej”. Ale to nie wystarczy, aby „nigdy więcej” już się nie powtórzyło” – Niall Ferguson
Wojna w Ukrainie sprawia, że staliśmy się państwem przyfrontowym, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Ta nowa sytuacja wymaga realizmu, mentalnej zmiany w naszych głowach, z gotowością na konfrontację włącznie. Nie bójmy się myśleć i mówić; „tak, to jest możliwe”. W najbliższych latach obrona naszego ładu będzie wymagała kosztownych nakładów na armię, ograniczenia konsumpcji, przemyślenia budżetów, redefinicji celów. Zbroić się i modernizować z rozsądkiem, kupować sprzęt realnie podnoszący możliwości odstraszania i efektywnego reagowania na zagrożenia. Umacniać i poszerzać sojusze, wyciszyć konflikty w UE, ze Stanami Zjednoczonymi, które są głównym sojusznikiem Polski, i gwarantem bezpieczeństwa. Przymknąć oko na drobne nieporozumienia, zrezygnować ze sporów. Pracować nad tym, aby ewentualny koszt najazdu Rosji na nasz kraj był jak największy. Więcej wojsk USA w Polsce, więcej wojsk sojuszu północnoatlantyckiego, stałych baz i instalacji. Czy Zachód zdecydowałby się na tak wielkie wsparcie dla Ukrainy, gdyby nie wykazali się tak imponującym męstwem? Ponieważ walczą, nikt nie może ich zostawić, to samo z Polską. Jesteśmy częścią NATO i UE, ale musimy robić znacznie, znacznie więcej. Skończmy z narzekaniem, z tym głupim biadoleniem, że kiedyś nas zdradzono. Musimy robić wszystko, by Zachód nie chciał nas zostawić!
Świat wraca do zimnowojennej logiki, stare strachy wróciły („zimna wojna vol.2”). Wszystkie spory muszą ustąpić miejsca transatlantyckiej strategicznej jedności. Skuteczność wymaga koordynacji. Rosja szybko się nie zmieni, jeszcze długo będziemy zagrożeni. Gdy piszę te słowa, Polsce nie grozi bezpośrednia inwazja, choć minister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej, Siergiej Ławrow, co kilka dni ostrzega przed realną groźbą wybuchu III wojny światowej, by chwilę potem zastrzec, że to NATO myśli, że już jest w stanie wojny z Rosją. Czas spokoju się skończył, powinniśmy wykazać się zrozumieniem, zmienić postawę i świadomość. Być gotowym na najgorsze, bo najgorsze naprawdę wróciło. Czas zadbać o zdrowie, zbudować zapasy na wypadek długotrwałej sytuacji kryzysowej, nauczyć udzielania pierwszej pomocy medycznej, obsługi broni palnej, chodzić na strzelnicę, zaznajomić z miejscowym planem na wypadek sytuacji kryzysowej, wyposażyć członków rodziny w plecaki awaryjne. Uświadomić sobie, że jutro możemy zostać zmuszeni do ewakuacji z domu. Inwestujmy w wiedzę na temat zagrożeń, i jak na nie reagować, gdyby sprawy przybrały zły obrót. Jak się zachować na wypadek ataku w miejscu pracy, w szkole, jak sprawnie opuścić budynek. Nie chodzi tylko o wojnę, lecz każdą realną sytuację kryzysową. Do niedawna goniliśmy Zachód, każdy chciał mieć więcej i lepiej. Trzy dekady później, wróciło stare zagrożenie – Rosja. Zmiana nie oznacza fatalizmu, nie oznacza ścieżki ku zniszczeniu. Nie będzie kolejnej części Mad Maxa, a na pewno nie z Melem Gibsonem. Zachód wygrał zimną wojnę, bo był zjednoczony i skoncentrowany na jednym celu. Wygrał, bo stała za nim realna siła – groźba, i zdolność jej użycia – odpowiedzi. Był świadomy i przygotowany na wszystko. Zimną wojnę Vol.2 można wygrać.
Jako społeczeństwo powinniśmy unikać – zastopować, proces polaryzacji, to nie jest czas na nic nie wnoszące spory i kłótnie. Sytuacja wymaga dostosowania swojego zachowania do obecnych warunków. To czego jesteśmy dziś świadkami sprawia, że musimy poważnie traktować każdy rozwój wypadków. Wszystko co wydawało się niemożliwe do zaistnienia, jutro może nas zaskoczyć. Ewentualny atak Rosji będzie wynikał nie z jej siły, lecz słabości, i nie należy go traktować jako preludium do inwazji. Ważne, by nie dać Moskwie szans, aby wykorzystała spory wewnętrzne przeciwko nam samym. Wybuch konfliktu za wschodnią granicą mocno nas zestresował, boimy się, że czeka nas podobny los. Czy na ulicach Warszawy zobaczymy rosyjskie czołgi i transportery opancerzone? Uważam, że Rosji nie stać na kolejną wojnę, ale wizualizujemy te obrazy. To obniża nastroje, paraliżuje, dużo łatwiej poddajemy się dezinformacji, plotkom, głupotom. Tak ogromny napływ negatywnych informacji musi przytłaczać, ale trzeba spojrzeć dalej. Wojny w Polsce nie ma, i raczej nie będzie. Tu nie ma uniwersalnej rady, dajmy sobie prawo do przeżywania tych emocji. Ważne, by nie dać się sparaliżować, znaleźć w tym jakiś balans. Szukaj informacji w oficjalnych źródłach, nie daj się zmanipulować przekazom, które podsycają nienawiść. Nie powielaj niesprawdzonych informacji, uważaj na fałszywe SMSy, nie publikuj zdjęć naszych wojsk. Odpuść sobie codzienne relacje z frontu, bo sytuacja się szybko nie zmieni, odpocznij od tych obrazów. Bądź rozsądny, od tego zależy nasze wspólne bezpieczeństwo.
A jeśli wygrają? A jeśli przegrają?
Wojna trwa nadal. Rosja jej nie przegrała, a Ukraina jej nie wygrała. Prezydent Biden wystąpił do Kongresu z wnioskiem o uzyskanie 33 mld na pomoc dla Ukrainy, ponadto, ogłosił reaktywacje słynnego programu wsparcia z okresu drugiej wojny światowej Lend-Lease Act. Dzięki temu, Ukraina może liczyć na szybkie dostawy sprzętu wojskowego. Co ważne, będzie to pomoc również dla innych krajów dotkniętych inwazją Rosji, takich jak Polska i inne kraje Europy Wschodniej. To wszystko oznacza, że administracja amerykańska uznała, że jest gotowa i zdecydowana na pokonanie Rosji. W opinii Aarona Wessa Mitchella, wpływowego analityka w Waszyngtonie, Stany Zjednoczone muszą zdecydowanie wspierać Ukrainę, dostarczać zaawansowaną broń: „Opcją dla Stanów Zjednoczonych jest doprowadzenie do znaczącej porażki Rosji z Ukraincami – porażki tak znaczącej, że zmusi ona Putina nie tylko do wycofania się, ale także do przemyślenia całej jego polityki zagranicznej” (…) „Celem nie byłoby tylko powstrzymanie Rosji na Ukrainie, ale skłonienie Putina do przewartościowania kosztów i korzyści preferowanej przez niego linii ekspansji na zachód i skierowania uwagi na wschód.”
Spójrzmy prawdzie w oczy, Rosjanie nadal mają inicjatywę strategiczną w tej wojnie. Możliwość odtworzenia potencjału, nadal decydują, gdzie i kiedy walczą. Popełniają błędy, ponoszą kosmiczne straty, ale utrzymują przewagę, usprawnili logistykę, i mogą wygrać w Donbasie. Ukraińcy na razie ich powstrzymują, w wielu miejscach przechodzą do ofensywy, odzyskują małe miejscowości, to Rosjan zaskakuje, ale do ich klęski droga długa i daleka. Ofensywa w Donbasie może być kluczowa dla tej wojny, Ukraińcy się mocno trzymają, bronią się bardzo mądrze, ale Rosjanie wyciągnęli wnioski z dotychczasowych porażek, zwłaszcza pod Kijowem. Powolność postępów, wcześniej interpretowane jako słabość, dziś oznacza ofensywę, która może trwać tygodniami. Na początku, Rosjanie posuwali się wąskimi kolumnami narażając na kosztowne zasadzki, teraz posuwają się powoli, szeroko i z ogromnym wsparciem, z prawej i lewej strony. Wydaje się, że w pierwszych miesiącach walki były bezpośrednio koordynowane z Kremla, teraz to się zmieniło, i ma to odzwierciedlenie na froncie. Rosja nie jest tak silna, jak się pozycjonowała, ale też nie jest tak słaba, jak wielu chciałoby ją widzieć. Jeśli Ukraińcy wygrają bitwę o Donbas, to zmieni się niewiele, jeśli Rosjanie, to pójdą dalej (analitycy wskazują ryzyko ataku na Mołdawię, połączenie z Naddniestrzem). Ostatnie informacje z pola walki pachną ostrożnym optymizmem, być może jakieś synonimy zbliżającego się przełomu (jakkolwiek to nazwać), możliwe jest wszystko. Zdaniem Gen. Waldemara Skrzypczaka, Ukraińcy w Donbasie oszukali Rosjan: „To jest doskonały pomysł Ukraińców, aby wciągać w Donbas armię rosyjską, bo ona musi szturmować, musi zdobywać, więc musi mieć przewagę 5-6 razy większą niż obrońca. A Ukraińcy są wkopani w ziemię i dlatego Rosjanie używają tam tak dużo artylerii. Ale to nie zmienia faktu, że aby zdobyć każdą ukraińską pozycję, Rosjanie ponoszą kolosalne straty (…) nie Rosjanie przełamią obronę w Donbasie i okrążą armię ukraińską, a zaczną atakować Ukraińcy. Podciągają nowe siły, wyposażone już w zachodni sprzęt (…) – mówi generał Skrzypczak. Atak na Polskę jest dziś mało realny, ale w kwestii dalszego przebiegu tej wojny nie jestem już takim optymistą. Szanse oceniam jak 50/50 Każdy dzień, tydzień i miesiąc dłużej, to ryzyko eskalacji, ryzyko użycia broni masowego rażenia, ryzyko ataku punktowego na któreś z państw NATO. Brak przełomu, to ściskanie słynnej „sprężyny” Putina – analogii, którą posłużył się w swoim orędziu w 2014 roku; „Jeśli sprężyna będzie ściskana w nieskończoność, w pewnej chwili się rozprostuje – trzeba zawsze o tym pamiętać„. Osiem lat temu, Władimir Putin, odniósł się do (w jego mniemaniu) szeregu zniewag, które świat wyrządził Rosji, nie licząc się z jej zdaniem: w Kosowie, Afganistanie, Iraku, Libii, poprzez ekspansję NATO. Wtedy i dziś, Putina napędza głębokie poczucie krzywdy, i rządza rewanżu. Uważam, że pojawiające się pogłoski o rzekomo planowanym na 9 maja, czyli w Dzień Zwycięstwa w Moskwie, ogłoszeniu powszechnej mobilizacji, są realne, a to zmieni obraz tego konfliktu.
Putina trzeba maksymalnie osłabić, wzmocnić sankcje (głupotą byłoby sądzić, że od 2014 roku, czyli aneksji Krymu, Putin nie przygotowywał gospodarki na dzisiejsze ciosy), przesyłać sprzęt wojskowy na Ukrainę (cholera, dlaczego tak późno?!!) Udana destabilizacja Ukrainy przez Rosję mogłaby sprowokować Chiny do wznowienia presji na Tajwan, lub ograniczonego stosowania otwartej siły militarnej w rejonie Morza Południowochińskiego. Perspektywa rosyjskiego sukcesu przyniesie znaczące konsekwencje, obok zniszczenia Ukrainy (stracili ok. 30% infrastruktury cywilnej, spadek PKB w przyszłym roku oceniany na 45%), widmo przeniesienia wojskowego zagrożenia na wschodnią flankę NATO (czyli Polską granicę). Z drugiej strony, pokonanie Putina może upodobnić Rosję do dwudziestowiecznej Republiki Weimarskiej, bytu skoncentrowanego na odwróceniu niekorzystnych dla siebie rozstrzygnięć. Jak to się skończyło, wiemy z historii. Może to oznaczać wstęp do znacznie większego, ogólnoeuropejskiego konfliktu, albo wcześniej rozpadu Federacji Rosyjskiej, nowej wielkiej smuty, efekt osłabienia wojną w Ukrainie, izolacją międzynarodową i sankcjami. Gdyby Ukraińcy się obronili, zachowali kontrolę nad zachodnią i centralną częścią kraju ze stolicą w Kijowie, jako niezależny byt, dalej przygotowujący się do obrony / odbicia okupowanych przez Rosjan terenów, z otwartą drogą do NATO i UE, to byłaby totalna klęska polityki Putina. Mogłoby dojść do przetasowań na szczytach władzy, gdy kończą się sukcesy na arenie międzynarodowej lojalność wobec prezydenta topnieje szybciej, niż stan konta oligarchy poddanego presji sankcyjnej.
Wygrana Ukrainy oznacza wolność dla milionów ludzi. Na wschodzie będzie demokratyczny kraj, sojusznik Zachodu, sojusznik Polski, nasz bufor bezpieczeństwa. Kraj, w którym Polacy będą darzeni szacunkiem, i to mimo trudnej, wywołującej ogromne emocje historii. Zwycięstwo sprawi, że na Białorusi ludzie uwierzą w możliwość zmiany systemu, obalenia Łukaszenki, w krótkim czasie doszłoby do nowych demonstracji. Wygrana Zełenskiego będzie klęską Putina, faktycznym początkiem końca, nawet jeśli na ten koniec przyjdzie czekać miesiące, jeśli nie lata. To będzie porażka imperialistycznego reżimu, wzmocnienie Europy, osłabienie Chin. Widmo III wojny światowej odejdzie w sferę fikcji, Polska nie będzie zagrożona niesprowokowanym atakiem. Obiektywnie, przegrana Rosjan w Donbasie, zawieszenie walk, oraz pokój, w jakiejś perspektywie może oznaczać zamrożony konflikt, i zbieranie sił – obu stron, do wyprowadzenia kolejnego ciosu. Wygrana Rosji zachwieje globalnym porządkiem – Putin uzyska znaczącą strategiczną przewagę w regionie, z możliwością oddziaływania na Morzu Śródziemnym. Powstanie nowa żelazna kurtyna, wschodnia granica Polski będzie oddzielać demokrację od totalitaryzmu. Mimowolnie zaczniemy odgrywać główną rolę, jeśli chodzi o obronę i wytrzymywanie presji ze strony FR. Z podbitego kraju ucieknie nie 3 mln uchodźców, a 15 mln. Rosjanie dokonają brutalnej transformacji Ukrainy, a Zachód będzie patrzył bezsilnie. Po przejęciu kontroli nad Kijowem, Rosjanie podprowadziliby pod granice z Polską masę zwolnionego z frontu wojska, rakiety zostałyby wycelowane w cele na terenie naszego kraju, wszystko skupiłoby się na nas, nie wspominając o krajach bałtyckich. Zagrożenie z Białorusi, zagrożenie z Obwodu Kaliningradzkiego – to ogromne siły, dlatego potrzebujemy sojuszu i wsparcia NATO i USA. Potencjalna klęska Ukrainy oznacza, że Putin wraca do swoich absurdalnych roszczeń, a więc cofnięcia rozszerzenia NATO, usunięcia z Polski zachodnich instalacji wojskowych, likwidacji baz. Stałe wywieranie nacisku na Waszyngton, na NATO, na UE, ktoś w końcu mógłby ulec. Na początek biznes, Polska stałaby się krajem, w którym nie warto inwestować ze względu na oczywiste ryzyko. To dwa skrajne scenariusze, żaden nie musi się ziścić w tej formie, ale musimy być obiektywni, Rosja nadal ma duże siły, i stać ją na straty. Udawanie, że rosyjska armia jest w złym stanie nie pomaga w ocenie sytuacji. Faktem jest, że Rosjanom idzie słabo, ale od „słabo” do „źle” jest kawał drogi. Mówi się, że Rosjanie już są „krótcy”, ich armia nie ma już praktycznie sprawnego sprzętu, a możliwości ograniczone. Mówi się, że jeśli Ukraińcy dostaną więcej ciężkiego sprzętu, to mogą wygrać w Donbasie. W żadnym momencie, nie wolno nam lekceważyć Rosji.
W relacjach z Rosją Zachód wykazał się fundamentalnym brakiem zrozumienia. Wpadł w surowcową sieć powiązań, oczarowany wyszkolonym w KGB krasomówstwem Putina, wierzył, że prowadzona przez niego Rosja będzie przestrzegać umów i traktatów. Zachodni system wartości, obyczajów, praktyk, tradycji i systemu gospodarczo-politycznego, z poszanowaniem dla życia ludzkiego na czele, dla betonowo sformatowanej na imperialną modłę Rosji, nigdy nie miał żadnego znaczenia. Rosja szanuje tylko argument siły, tylko w ten sposób można skutecznie wpływać na Putina, i jego wojska. Trzeba zrozumieć, że Rosja nie chce być częścią Europy, a przynajmniej nie w jej obecnym kształcie. Putin się nie cofa, może się zatrzymać, ale nigdy nie rezygnuje. Przed laty Zachód uznał, że wojna w Czeczenii to wewnętrzna sprawa Rosji, dlatego dziś jest zszokowany skalą bestialstwa rosyjskiego żołnierza. Dla Rosji to sposób prowadzenia wojny – stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, i zbrodni na cywilach. Zastraszanie mieszkańców atakowanych terenów, to taktyka wcześniej stosowana w Afganistanie, Czeczenii i Syrii. Pojawiające się w mediach określenia, jak „zaczystka”, „obóz filtracyjny”, też nie są nowe. To synonimy najgorszych zbrodni, do jakich może być zdolna istota ludzka. Żeby nie było wątpliwości, obozy filtracyjne, to w praktyce obozy koncentracyjne dla cywilów, do których trafiają nie tylko osoby podejrzane o udział w walkach, lecz każdy – bez różnicy, dziecko, kobieta, starcy. Wojna w Czeczenii stała się okazją do zarobku, wymuszania okupów, i grabieży. To samo dzieje się w Ukrainie.
W projekcie imperialnej Rosji miejsce Ukrainy jest kluczowe. Nie może istnieć z Ukrainą, w której ludzie żyją na wyższym poziomie, niż w Rosji. Nie może istnieć z Ukrainą, której ucieczkę z postsowieckiej strefy wpływów, pomimo wojny, można uznać za sukces. Rosjanie nie mogą zobaczyć alternatywy dla skrajnie konserwatywnej i imperialnej rzeczywistości Putina. Inwazja na Ukrainę jest logicznym wyjściem w sytuacji, kiedy wszystkie dotychczasowe zabiegi wpływania na Ukrainę, zawiodły – zmianą metody realizacji celów, z oddziaływania politycznego, na militarne. Celem Putina jest cofnięcie czasu. Czy mu się to uda, to druga sprawa. Jeżeli zdecydował się na kampanię wojskową, brał pod uwagę wszelkie konsekwencje (sankcje, ostracyzm), dlatego nie cofnie się przed dokończeniem tego, co zaczął w lutym. Jest zdeterminowany, by ogłosić zwycięstwo. Problem polega na tym, że dokonując niesprowokowanej inwazji na Ukrainę, Putin położył na szali swój los i kraju, i niestety musi iść dalej. Opór Ukrainy jest fantastyczny, wsparcie Zachodu pozwala prowadzić niewielkie ofensywy, ale Rosja nadal ma przewagę. Jeżeli Zełeński nie dostanie znacznej ilości ciężkiego sprzętu, którym można wyprowadzać silne uderzenia, to sytuacja będzie dla Ukraińców coraz trudniejsza. Donbas jest dziś kluczowym miejscem tej wojny, dlatego jesteśmy świadkami brutalnych i ciężkich walk, demolowania infrastruktury, strzelania do cywilów, konwojów humanitarnych.
Czy Europa odrobiła lekcje z poprzednich kryzysów z udziałem Rosji? Po roku 2014 może coś drgnęło, Zachód powoli uczył się instrumentów neutralizacji putinowskiej presji. Rosja za czasów Putina przestała być krajem siły prawa, jak można było mówić o krótkim epizodzie Jelcyna, lecz krajem prawa siły – stosowanej bez względu na koszty, bo liczy się tylko efekt zaprojektowany na Kremlu. Jak mawiał Trocki: „Możesz nie interesować się wojną, ale wojna interesuje się tobą” Wygrana Rosji dla Polski nada znacznie wyższą rangę terminowi: „państwo przyfrontowe” Może oznaczać potrzebę przebudowy życia gospodarczego i społecznego, by podołać takiemu zagrożeniu. Życie z perspektywą rosyjskiego zagrożenia zmusi do przewartościowania celów i priorytetów każdego z nas. Niezależnie od tego jak skończy się wojna Rosji z Ukrainą, jest prawdopodobne, że nie będziemy mieć do czynienia z trwałym pokojem. W najbliższych dniach, tygodniach i miesiącach, będą docierać druzgocące informacje, czekają nas trudne momenty, frustracji i zwątpienia. Kiedy podjedziemy autem do dystrybutora na stacji benzynowej, i zobaczymy że litr benzyny czy oleju napędowego kosztuje 10 zł, przypomnijmy sobie, jaka jest stawka tej wojny. Dla obalenia Putina, dla wolnej Ukrainy, dla bezpiecznej Polski, warto zapłacić każde pieniądze.
Ile potrwa wojna w Ukrainie?
Wojna w Ukrainie prawdopodobnie nie skończy się szybko. Będzie tliła się przez wiele miesięcy, jeśli nie lat. Putin jest zdeterminowany ogłosić zwycięstwo (minimum opanowanie Donbasu – wschodniej Ukrainy, całkowita dewastacja, infrastrukturalne cofnięcie w rozwoju) na użytek wewnętrznej polityki – utrzymania kleptokratycznej władzy, i dalej, zachowania zdobyczy terytorialnych dla stałego destabilizowania tego kraju, co w perspektywie trzech do pięciu lat może się stać punktem wyjścia dla nowej inwazji – całkowitego podbicia, jeżeli nie zdoła tego dokonać w tym roku. Celem nadrzędnym jest odbudowa i utrzymanie pozycji Rosji jako imperium. Ukraina ze swoimi demokratycznymi dążeniami była i jest nadal zagrożeniem dla tego reżimu. Sukces prozachodnich aspiracji to negatywny przykład dla społeczeństwa rosyjskiego. Demokracja może funkcjonować w postsowieckich państwach, sukces jest możliwy, a władzę można zmienić. To niedopuszczalne, i choćby z tego powodu Putin nigdy nie zrezygnuje z opanowania Ukrainy.
Jeszcze przed pierwszą prezydenturą, pełniąc obowiązki prezydenta, Władimir Putin wydał szereg dekretów, które, co nie powinno zaskakiwać, dotyczyły w większości siły utożsamianej z Armią. To wtedy, po raz pierwszy w doktrynie wojennej Federacji Rosyjskiej pojawił się wątek prawa do wykorzystania arsenału jądrowego „jeśli wszelkie inne sposoby rozwiązania konfliktu zostaną wyczerpane lub uznane za nieskuteczne”. W kolejnych dokumentach krystalizował katalog zagrożeń, gdzie szczególną uwagę zwracano na bloki i sojusze wojskowe. Ich powiększenie i przybliżanie traktowano jako największe niebezpieczeństwo. Od 2010 roku tym zewnętrznym zagrożeniem staje się NATO, jak podkreślono, dążące do przyznania sobie „globalnej funkcji, przybliżenia swojej infrastruktury wojskowej do granic Federacji Rosyjskiej”. Żywotnym zagrożeniem dla istnienia FR potraktowano poszerzenie NATO o państwa Europy Środkowo-Wschodniej oraz amerykańskie plany budowy tarczy antyrakietowej w regionie (min. Redzikowo, Polska). W piątym punkcie doktryny wojennej Federacji Rosyjskiej z 2020 roku, czytamy: „W Doktrynie Wojennej wyrażona jest zasada wierności Federacji Rosyjskiej wobec wykorzystania do obrony interesów narodowych kraju oraz interesów jej sojuszników środków wojennych dopiero po wyczerpaniu możliwości zastosowania politycznych, dyplomatycznych, prawnych, ekonomicznych, informatycznych oraz innych instrumentów nie zakładających zastosowania siły o charakterze pozamilitarnym.” Rosja sama z siebie nie zakończy tej wojny, nie powie „ok, kończymy, porozmawiajmy”.
Rosji trzeba dać w ryj sankcjami, kolektywnie dokręcić śrubę, aż do ukręcenia gwintu. Ukrainie trzeba pomagać ze wszystkich sił, albo jutro będzie trzeba pomóc nam. Niczym niesprowokowana inwazja na Ukrainę spowodowała zniszczenie dotychczasowego wizerunku Rosji. Wszelkie normy i zachowania uległy przedawnieniu, kraj przechodzi ostatnią fazę transformacji w absolutną dyktaturę. Resztki niezależności zostają brutalnie likwidowane. Putin zwolnił wszystkie hamulce i blokady, z niczym nie musi się kryć. Za chwilę może ogłosić wojnę ze światowym nazizmem, o który oskarży kraje bałtyckie, Szwecję, Finlandię, i Polskę. Zdaniem analityków, 9 maja, Władimir Putin ogłosi uznanie niepodległości Naddniestrza, co oznacza atak na Mołdawię, i nowy front, dla Ukrainy stanowiący egzystencjalne zagrożenie, ponieważ armia rosyjska mogłaby zaatakować od zachodu, w tym czarnomorski port w Odessie. Władze ukraińskie sugerują, że konflikt może potrwać jeszcze wiele miesięcy, nawet do końca 2022 roku. Każdy kolejny transport zachodniego uzbrojenia, jaki dotrze na front w Donbasie, może wpłynąć na losy tej bitwy, i całej wojny. Sankcje i uzbrojenie! Realistycznych prognoz na dzień dzisiejszy nie widać.
Kilka słów podsumowania
Nie możemy do końca przewidzieć, kiedy uderzy huragan, czy ulewa zmieni się w powódź błyskawiczną, tak samo jak nie przenikniemy umysłu autokratów sterujących atomowym szaleństwem. Ostatnie tygodnie, mimo całego tragizmu, nie wpłynęły na moją opinię, uważam, że na dzień dzisiejszy wojna nam nie grozi, ale nadal jesteśmy źle przygotowani, jeśli chodzi o zwalczanie nagłych sytuacji kryzysowych. Musimy się dostosować, przyzwyczaić do myśli, że w przyszłości czeka nas więcej katastrof naturalnych, regularnych pandemii, i konfliktów zbrojnych. Wojna już z nami była, tylko dalej, pozwalała o tym nie myśleć, ignorować. Wojna w Ukrainie sprawia, że bardziej doceniamy to co mamy, rodzinę, dom, pracę. Szanuj chwilę, bo nie wiesz, ile ich Ci zostało. Miej zawsze plan B, na wypadek, gdyby plan A okazał się niemożliwy do realizacji. Inwestuj w siebie, w zdrowie, odporność psychiczną, wiedzę, umiejętności, przygotowanie. Nie narzekaj, nie szukaj konfliktu, doceniaj, ciesz się tym, co dobre. Trzy rzeczy – świadomość sytuacyjna i przewidywanie, plan na wypadek zaistnienia sytuacji kryzysowej, i zapasy na czas kryzysu.
Zapraszam do polubienia i śledzenia nowości na koncie Facebook

Przemek – mąż, tatko, pomysłodawca i założyciel bloga, jedyny prowadzący, admin, dyrektor, webmaster, grafik, preppers
Wybrane źródła:
Wowa, Wołodia, Władimir Tajemnice Rosji Putina – Krystyna Kurczab-Redlich
Potęga Geografii. Czyli jak będzie wyglądał w przyszłości nasz świat – Tim Marschall
Więźniowie geografii czyli wszystko, co chciałbyś wiedzieć o globalnej polityce i geopolityce – Tim Marshall
Na Kremlu Wiecznie Zima. Rosja za drugich rządów Putina – Robert Service
W Rosji buzuje. Trwa brudna gra w siłach bezpieczeństwa Putina. Wiadomo już, kogo szukają – fakt.pl
Macron: NATO wchodzi w stan śmierci mózgowej – euroactiv.pl
J. Perzyński: Chiny wejdą na Wyspy Salomona i uzależnią je od siebie – biznesalert.pl
GOWORIT MOSKWA. Musimy zdławić Ukrainę zanim zdławią nas sankcje – oko.press
Polskie lotniska zagrożone? „Putin nigdy się nie cofa” – wydarzenia.interia.pl
Pieskow nie wyklucza użycia broni jądrowej. Pentagon: Groźne słowa – rp.pl
Groźny pomysł ulubionego dziennikarza Kremla. „Może już czas?” – onet.pl
Rosyjska dezinformacja i osłabianie zachodnich demokracji – epp.eu
Chodorkowski w „Die Zeit”: Po Ukrainie kolej na Polskę i Bałtów – dw.com
Putin nie oszalał, Putin przekalkulował – instytutsprawobywatelskich.pl
Putin rozpętał nową zimną wojnę. Zachód musi obudzić się ze snu – klubjagiellonski.pl
Galeotti: Wojna w Ukrainie to początek końca Putina [WYWIAD] – euroactiv.pl
Wojna na Ukrainie obnażyła naiwność myślenia – instytutsprawobywatelskich.pl
Wystarczyły dwa miesiące, by prysł mit potęgi Rosji – onet.pl
Gen. Koziej: Ryzyko, że Rosja przegrywając w Ukrainie sięgnie po broń masowego rażenia jest poważne – oko.press
Rosja w kształcie litery „Z”. Reżim autorytarny Putina mutuje w faszystowski [ROZMOWA] – oko.press
Rosyjskie uderzenie na Polskę? Możliwe, ale nie powinno wywoływać paniki – klubjagiellonski.pl
Większość Polaków chce bronić ojczyzny – defence24.pl
Raport; Polacy nie są gotowi na wojnę – dlahandlu.pl
Sondaż: Poparcie dla Putina najniższe od dziesięcioleci – rp.pl
Morze Południowochińskie: serce potencjalnego konfliktu w Azji – csm.org.pl
Świadomość sytuacyjna – czyli umiejętność służb specjalnych, która zwiększy Twoje bezpieczeństwo – bezpieczenstwobiznesu.com.pl
Czy Polacy są przygotowani do sytuacji kryzysowych? Badanie dla WEI i Defence24.pl – defence24.pl
Dlaczego Bośnia i Hercegowina nie może się rozpaść – ies.lublin.pl
Bośnia i Hercegowina – krok w stronę secesji Republiki Serbskiej, Marta Szpala – osw.waw.pl
Krwawy Kaszmir. Rośnie napięcie między nuklearnymi potęgami – forsal.pl
Czy Polsce grozi wojna? Czy Polska zostanie zaatakowana? – dziennikprawny.pl
Przemoc i imperializm Rosji wynikają z jej tożsamości kulturowej. Rosyjski pisarz o duszy rosyjskiej – klubjagiellonski.pl
Multitactical.pl Wszelkie Prawa Zastrzeżone © 2022 Wszystkie zdjęcia i teksty są własnością Autora blogu. Kopiowanie, przetwarzanie i rozpowszechnianie bez wiedzy i zgody Autora jest zabronione.
Najnowsze komentarze