Preppers – Wojenny plecak z Ukrainy – Jak przygotować się na wojnę?
Ponad 100 tysięczna rosyjska armia zgromadzona wokół granic Ukrainy codziennie prowokuje w polskiej debacie publicznej pytania o nasze bezpieczeństwo. Czy Polacy mają się czego bać? Czy powinni gromadzić zapasy żywności, kompletować zestawy ewakuacyjne na wzór ukraińskich wojennych plecaków? Nie. Nie ulegajmy panice, która jest jednym z wielu narzędzi w arsenale Putina, informacyjno – psychologicznych działań służących do wywołania trwałej wewnętrznej destabilizacji Ukrainy, a w państwach Zachodnich, w tym w Polsce, wzmocnienia wrażenia zbliżającej się wojny, i uruchomienia nastrojów anty-ukraińskich, blokady udzielanego przez Warszawę dyplomatycznego i materiałowego wsparcia Ukrainie.
Multitactical.pl Wszelkie Prawa Zastrzeżone © 2022
Podsycanie ognia
Kiedy piszę te słowa (20.02), wiele wskazuje, niestety, na nieuchronność wznowienia przez Rosję działań militarnych na Ukrainie. Podejmowane od wielu tygodni negocjacje nie przynoszą spodziewanych efektów, temperatura na granicy cały czas rośnie. Wszystko czego do tej pory byliśmy świadkami ma na celu rozedrganie Ukrainy, doprowadzenie do społecznego wrzenia, destabilizacji, która uprawdopodobni interwencję militarną. Rzekoma deeskalacja (15.02), to pozorny krok w tył mający wybadać gotowość Zachodu do „dialogu”, uzyskania ustępstw. Nadzieje na szybką deeskalację są minimalne, zwłaszcza wobec informacji o skierowaniu ku granicy kolejnych wojsk w liczbie około 7 tysięcy (w sumie szacowana na 190 tysięcy), oraz licznych ostrzałów wzdłuż linii kontaktu (17-19.02) oddzielającej terytorium kontrolowane przez rząd w Kijowie i będące pod kontrolą bojowników prorosyjskich. Wydaje się, że sytuacja będzie nadal napięta, a ryzyko pełnowymiarowej inwazji lub działań o ograniczonym charakterze (na terenie DRL i ŁRL) pozostanie realne.
W dobie internetu i mediów społecznościowych informacja dociera do nas w tym samym momencie, w którym mieszkaniec Ługańska lub Doniecka publikuje zdjęcie nocnej eksplozji rurociągu gazowego, które może sugerować, no właśnie, co? Biorąc pod uwagę, jak skomplikowany jest kontekst, starajmy się nie traktować każdego komunikatu, jako oznaki czegoś, czego podświadomie pragniemy (deeskalacja), lub się boimy (inwazja). Podchodźmy ze zdroworozsądkowym dystansem, szukajmy potwierdzenia w kilku/kilkunastu źródłach. Bądźmy umiarkowanie sceptyczni i, najważniejsze, spróbujmy zrozumieć co tam się dzieje, i co miało miejsce osiem lat temu bo wielu już zapomniało. Stymulowanie paniki, min. w Polsce to jeden z celów Kremla. Odpowiednio skonstruowany przekaz ma ugruntować społeczne obawy, co do wybuchu III wojny światowej, dlatego zalecałbym daleko idącą ostrożność w ocenie napływających informacji, dziś i jutro.
Ostatnio spotkałem się z pytaniem, z którym, przyznaje, miałem niemały kłopot. Brzmiało mniej więcej tak: na co mieszkańcy wschodniej Polski powinni zwracać uwagę przy zakupach? Subiektywnie, zostało niefortunnie skonstruowane, i takich form powinniśmy się wystrzegać, ponieważ nie służą tonowaniu napięcia. Można się zastanowić nad konsekwencjami (dla Polski) wznowienia działań militarnych, ale to nie oznacza, że ktokolwiek kogokolwiek winien namawiać do kupowania zapasów żywności, lub, właśnie teraz, kompletowania plecaka ewakuacyjnego.
„Ukraina jest bytem przejściowym” – Władimir Putin
Nasilająca się od tygodni presja militarna wokół Ukrainy i zaostrzająca się retoryka świadczą o tym, że dla Federacji Rosyjskiej, Ukraina pozostaje kluczowym państwem obszaru postradzieckiego. Odzyskanie kontroli nad tym krajem, zdolności wpływania na politykę zagraniczną i wewnętrzną w zgodzie z interesem Kremla, są priorytetowe. Z perspektywy Moskwy, położenie Ukrainy czyni z niej geostrategiczny bufor bezpieczeństwa pomiędzy Rosją a NATO. Ewentualną transformację Ukrainy zakończoną włączeniem do demokratycznych struktur Zachodu, przyjęciem do Unii Europejskiej i NATO, Kreml odbiera jako zagrożenie dla bezpieczeństwa FR, oraz dla trwania autorytarnego reżimu. Rosjanie nie mogą zobaczyć, że Ukraina staje się krajem demokratycznym, że tam może być lepiej niż w wielkiej Rosji Putina. Nie mogą zobaczyć, że prezydent jest wybierany na jedną kadencję, a o drugą musi walczyć w uczciwych wyborach. Nie mogą się przekonać, że gospodarka nie musi być nastawiona wyłącznie na zbrojenia, a dochody z handlu surowcami naturalnymi nie płyną do kieszeni wąskiego grona wybrańców. Że włączenie do zachodnich struktur realnie wpływa na dobrobyt, zmniejsza biedę, przynosi inwestycje i miejsca pracy. W Rosji pracę daje propaganda, i tak ma zostać.
Podejmowane na przestrzeni lat próby włączenia Ukrainy do Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej (odpowiednik/przeciwwaga UE), i zablokowania prób zacieśniania współpracy i kontaktów z Zachodem, zakończyły się fiaskiem. Sytuacji nie zmieniła aneksja Krymu w 2014 roku, która przyniosła chwilowy wzrost poparcia w sondażach i zmianę sytuacji strategicznej na Morzu Czarnym, ani okupacja części Donbasu, która stworzyła stały punkt zapalny wewnątrz Ukrainy (efekty widać gołym okiem). Dotychczasowa polityka Rosji względem Ukrainy przyniosła skutek odwrotny od zamierzonego, jak wzrost nastrojów demokratycznych, konsolidacji społeczeństwa wokół obrony ojczyzny i członkostwa w UE i NATO, wzrost zachodniego wsparcia, znaczące zwiększenie obecności wojsk USA i NATO na wschodniej flance i, pomimo falstartu, konsolidację państw członkowskich. Dla prezydenta Władimira Putina, Ukraina jest bytem przejściowym, sztucznym tworem powstałym z inicjatywy jej zachodnich sąsiadów. Celem Putina jest pogrążenie Ukrainy w chaosie, w konsekwencji przejęcie nad nią kontroli. Dziś ma dwie możliwości, albo dojdzie do wniosku, że nic nie ugrał i wycofa wojska, albo zintensyfikuje presję na Kijów. Trwa psychologiczna wojna na wyczerpanie, a stawką jest przyszłość Rosji w obecnym kształcie.
Im dłużej Ukraina pozostaje poza kontrolą Kremla, a polityka wywierania presji nie przynosi efektów, tym realniejszy wydaje się scenariusz eskalacji konfliktu – prowadzenia bardziej agresywnych działań, z wejściem wojsk do Donbasu włącznie. Przy czym, zakres tej interwencji byłby elastycznie dopasowywany do rozwijającej się sytuacji, i skali oporu Ukrainy. Aktualne działania niekinetyczne i hybrydowe („zamachy” w Ługańsku, codzienne strzelaniny) mogą sugerować nieznaczne wahanie Kremla. Nie wynika ze słabości lecz pragmatycznego oglądu sytuacji, oceny zachodzących na Ukrainie zmian, spójności i woli zbrojnego oporu, oraz postawy USA, UE i NATO.
Zrozumieć wojnę w Donbasie
Niemal osiem lat temu byliśmy świadkami zaanektowania Krymu i inwazji na Donbas. Choć front się ustabilizował, a działania militarne nie angażują masy sprzętu, wojna trwa nadal. Na linii rozgraniczenia pomiędzy siłami ukraińskimi a samozwańczymi republikami codziennie dochodzi do wymiany ognia. Codziennie po obu stronach giną ludzie. Przede wszystkim musimy zrozumieć, że dyskusja nie toczy się na temat potencjalnego wybuchu wojny lecz wznowienia działań militarnych przez Rosję.
Wojna w Donbasie to klasyczny modus operandi współczesnej Rosji. Przykład wykorzystania miejscowych obywateli w roli instrumentu Moskwy, doskonale przygotowanej operacji prowadzącej do przejęcia kontroli na danym obszarze lub regionie pod przykrywką miejscowej rebelii. Jak dowodzi Tomas Forro w swojej książce „Apartament w hotelu wojna. Reportaż z Donbasu”, mieszkańcy Donbasu, którzy sięgnęli po broń w 2014 roku mogli sprawiać wrażenie pospolitego ruszenia, ale w rzeczywistości byli sterowani i inspirowani podstawionymi przez Moskwę aktorami (rosyjskie siły specjalne), w efekcie masowo wystąpili przeciwko własnemu państwu. Należy podkreślić, że nie byłoby to możliwe bez specyficznego charakteru regionu, pozbawionego własnej tożsamości, z wciąż żywym wspomnieniem dawnego ZSRR („sawki”- sowieccy ludzie). Wzniesiona wówczas barykada w znacznej mierze scementowała umiejętnie podsycane emocje (dezinformacja, propaganda), rozpaliła zmurszałe antagonizmy, powieliła i uwiarygodniła wyimaginowane kłamstwa i plotki.
Donbas pod wodzą prorosyjskich separatystów jest pogrążony przez marazm, to miejsce głębokiej zapaści gospodarczej, społecznej i finansowej. Przypomina komunistyczny relikt, z którego do dziś uciekła połowa mieszkańców. Upadła służba zdrowia, nie istniejące prawo, uniwersalne pojęcie własności, ideologizacja, godzina policyjna, problemy z siecią komórkową, chaos administracyjny. Większość ludzi zdaje sobie sprawę, że ani normalnie, ani lepiej nie będzie. Nikt nie liczy na poprawę sytuacji, gdy granica pomiędzy państwem a złodziejem przestaje obowiązywać. Rozczarowanie projektem „Noworosji” jest widoczne. Zjednoczenie w jedną strukturę kilku regionów południowej i wschodniej Ukrainy zakończyło się klęską, ale „Rosyjski Donbas” jest nadal aktualny. Jest jak bomba z opóźnionym zapłonem, którą kontroluje Władimir Putin. Wyjście sąsiednich regionów spod kontroli Ukrainy znacząco polepszyłoby perspektywy. Dla Putina Donbas jest wyspą „świata rosyjskiego”, który wywiera dezintegrujący wpływ na całą Ukrainę, co jest celem samym w sobie. Ma doprowadzić do wybuchu separatyzmu z nową siłą, i federalizacji kraju – ostatecznym oddaleniem od zachodu. Tomas Forro podsumowuje książkę ważnym spostrzeżeniem; konfliktu w Donbasie nie da się rozwiązać ani ocenić według standardów zachodniej hemisfery.
Po drugiej stronie geopolitycznej szachownicy Ukraińcy chcą bronić swojego kraju. Pomimo zmęczenia trwającym osiem lat napięciem i pogarszającą się sytuacją gospodarczą, niewielu rozważa wyjazd zgodnie wyrażając gotowość do podjęcia walki na wypadek inwazji. Masowo kupują broń palną do samoobrony, wstępują do wojsk obrony terytorialnej, zapisują na ćwiczenia strzeleckie, uczą się podstaw udzielania pierwszej pomocy medycznej. Według badania Centrum Razumkowa około połowa Ukraińców deklaruje gotowość obrony kraju z bronią w ręku, natomiast 76 % mężczyzn w wieku od 18 do 29 lat jest pozytywnie nastawiona do zbrojnego oporu. W myśl przysłowia „Twoje miejsce jest tam, gdzie jesteś potrzebny” 32% kobiet deklaruje gotowość do obrony kraju.
Ukraina dziś jest innym krajem, i nie mam na myśli dostrzegalnej zmiany jakościowej w armii w porównaniu do roku 2014, ale przede wszystkim nastawienie społeczeństwa. Wśród Ukraińców niezwykle popularne są szkolenia z samoobrony i przetrwania w warunkach miejskich wzorowane na doświadczeniach historycznych innych miast, min. oblężonego w latach 90 ub. wieku Sarajewa (czytaj więcej: Survival w mieście. Realne sekrety przetrwania). Rozpowszechniane są procedury ewakuacji z miast, techniki radzenia sobie w sytuacji niedoborów wody, żywności i zasilania, udostępniane listy z lokalizacjami schronów lub miejsc doraźnie do tego celu przystosowanych. W internecie krążą listy wyposażenia plecaków ewakuacyjnych (czytaj więcej: plecak awaryjny) nazywanych wojennymi, rekomenduje się wspólną z sąsiadami obronę domów i osiedli. Nastawienie społeczeństwa przez ostatnie lata bardzo się zmieniło, wzrosło przywiązanie do kraju. Niebagatelne znaczenie ma odczuwalne wsparcie Zachodu.
Zespół objawów postimperialnych, czyli próba zrozumienia Rosji
Przed 1991 Związek Radziecki był jednym z dwóch światowych supermocarstw. Kreml budził strach i szacunek, a brak posłuszeństwa wymuszał groźbą. Rozpad ZSRR był homerycznym odwróceniem losów. Towarzyszący niepodległości upadek narodowej dumy, wobec ogromu wewnętrznych problemów – całe lata dziewięćdziesiąte (nowa wielka smuta), wzbudzał i nadal podsyca resentymenty za utraconym imperium. Związek Radziecki przegrał zimną wojnę, a próby włączenia nowej Rosji do światowego porządku zakończyło się fiaskiem. Ani Jelcyn ani Gorbaczow nie zdołali znieść narodowego upokorzenia, które stało się udziałem niemal wszystkich Rosjan.
Po upadku ZSRR około 60% społeczeństwa charakteryzowały nastroje prozachodnie, Rosjanie mieli nadzieję na integrację kraju z instytucjami europejskimi. Ten moment zmarnowała zapaść lat dziewięćdziesiątych, a rosnące negatywne emocje wykorzystał Władimir Putin, który podstawą swojej polityki uczynił kurs antyzachodni – odbudowę wielkie Rosji, odzyskanie dawnych stref wpływu. Dzisiejsza Rosja jest światem całkowitej fikcji, naginania rzeczywistości do celów wyizolowanej grupy ludzi, rozpowszechnianej alternatywnej „prawdy” umacniającej w społeczeństwie wrażenie oblężonej przez Zachód twierdzy. Brzmi znajomo? Tworzony jest obraz Ukrainy rządzonej przez faszystów, ludzi zdolnych do ataków na ludność cywilną, a zwłaszcza etnicznych Rosjan, którym należy zapewnić bezpieczeństwo. Propaganda posługuje się szeregiem absurdalnych klisz, jak ryzyko rozbicia Rosji przez Ukrainę i Zachód, rzekomym spisku elit nie mogących zaakceptować „samodzielności” wielkiej Rosji Putina. Zgromadzone przeszło 190 tysięcy żołnierzy wokół Ukrainy jest uzasadniane potrzebą „obrony własnej”.
„Jesteśmy społeczeństwem głęboko schorowanym. Ze smutkiem przyznaję, że Rosjanie są imperialistami. Próba kompensacji poczucia straty zaowocowała tym, co dziś obserwujemy w rosyjskiej polityce. To typowy przykład syndromu postimperialnego (…)” – Natalia Zubarewicz, geografka, ekonomistka, prof. Uniwersytetu Moskiewskiego
Syndrom postimperialny i postsupermocarstwowy to mechanizm, na który składa się nie tylko władca Kremla, ale sami Rosjanie. Trzy dekady po rozpadzie ZSRR nadal ważne jest poczucie przynależności do wielkiego państwa. Żal związany z utratą mocarstwowego statusu, liczenia się na arenie międzynarodowej Moskwy – szacunku, choćby wynikającego z groźby użycia broni nuklearnej, jest nadal ważnym elementem tożsamości zbiorowej Rosjan i jednym z najważniejszych fundamentów spajających poparcie dla prezydenta Władimira Putina, który potrafi doskonale aktywizować w społeczeństwie stare sowieckie fobie, dzięki temu może cieszyć się poparciem rzędu 85%. Społeczeństwo bezkrytycznie przyjmuje propagandę Putina: „Aneksja Krymu została w Rosji przyjęta jako element procesu odbudowy imperium i w opinii ogółu to nie jest projekt nacjonalistyczny.” Faktem jest, że nie wszyscy poddają się propagandzie wzmacniania urazów przeszłości, ale frustracja 15% niewiele zmienia. Zjednoczenie opozycji będącej pod silną presją jest praktycznie nierealne. Wydarzenia wokół Ukrainy, i wcześniejsze, sugerują, że Rosjanie nie przetrawili traumy zmiany systemu politycznego, społecznego i ekonomicznego, do nowej rzeczywistości. Górę wzięła mentalność sowiecka, zaktywizowana dzięki sile propagandy.
Za wschodnią granicą dominują dwie opowieści: w pierwszej, Rosja jest ofiarą Zachodu, który przeciwko niej spiskuje, w drugiej, niezwyciężonym imperium, które rozniosło w pył tysiącletnią rzeszę Hitlera. Propagandowe libretto to efekt przemyślanej strategii, odpowiedzi na potrzeby, a dokładnie dwie; (1) Rosjanie potrzebują zewnętrznego wroga, którego będą obwiniać o całe zło, i Putin im go daje. (2) Rosjanie potrzebują obiektu dumy, i Putin im go daje, wykorzystując najlepsze wycinki z historii. Skuteczność tej propagandy, według prof. Zubarewicz, może wynikać z kilku cech charakterystycznych dla Rosjan. Po pierwsze, życie dniem dzisiejszym, zanik umiejętności dostrzegania konsekwencji różnych decyzji, zwłaszcza następstw tego, co dzieje się w kraju. Po drugie, głęboko zakorzeniony dystans, który dzieli przedstawicieli władzy od zwykłego społeczeństwa, i wreszcie, bardzo niski stopień zaufania społecznego, i niska kultura kompromisu. Te cechy przyczyniają się do głębokiej atomizacji społeczeństwa, ale, jak wskazują sondaże, to nie jest proces nieodwracalny. Dopóki Putin wyzwala społeczną euforię, dopóty słupki poparcia nie będą spadać, a wraz z nim rosło niezadowolenie Rosjan. Rok po wojnie w Gruzji poparcie spadło z 88% o połowę. Utrzymywanie stanu zagrożenia wokół Ukrainy też nie może trwać wiecznie. Zgoda na ideę „Russkogo Mira”, bronienia etnicznych Rosjan poza granicami Rosji, trwa tak długo, jak długo nie dotyka kieszeni zwykłych ludzi.
„Ludzie uważają, że właśnie Putin przywrócił autorytet Rosji jako wielkiego państwa, jej potęgę i siły zbrojne, i zmusił kraje sąsiedzkie, by liczyły się z Rosją. Absolutnej większości Rosjan daje to poczucie dumy i szacunku do samych siebie mimo pogarszającej się sytuacji gospodarczej i nasilającego się kursu represyjnego w polityce wewnętrznej” – Lew Gudow, socjolog, szef Centrum Lewady
Mogłoby się wydawać, że, w przeciwieństwie do starszych pamiętających czasy ZSRR, młodzi, stykający się z zachodnim światem przez wyższe uczelnie i internet, powinni wykazywać większą dynamikę reakcji na kreowaną rzeczywistość. Według Lwa Gudowa, przejawia się to słabiej ze względu na rozwiniętą działalność instytucji podtrzymujących ideologię wielkiego państwa, są to: armia, instytucje państwowe i szkoła. Młode pokolenie Rosjan, które nie ogląda propagandowych kanałów w telewizji, rozumie co się dzieje, ale dystansuje się od rzeczywistości. Protesty, w których uczestniczyli ugruntowały w przekonaniu, że nie mają wpływu na to co dzieje się w ich kraju. Stare pokolenie uległo całkowicie propagandzie Putina, natomiast młode ucieka w wewnętrzny kosmopolityzm polegający na wyobcowaniu się wobec państwa rosyjskiego. Poczucie przynależności do wielkiego państwa słabiej przejawia się u młodych, ale różnice nie są znaczące. Represyjna polityka wewnętrzna podtrzymuje ideologię wielkiego państwa, przymusza do przyjęcia zbiorowej tożsamości postimperialnej.
Celem Putina nie jest przywracanie komunizmu, lecz wielkiej Rosji. Tylko niewielki odsetek Rosjan tęskni za komunizmem. W przeważającej opinii stary system wyczerpał swoje możliwości, doprowadził kraj na skraj ruiny, i margines historii. Społeczna tęsknota za dawnym ZSRR to zbiór frustracji i niewykorzystanych szans, efekt porównania starego systemu z rozczarowaniem długimi i ciężkimi reformami nowej rzeczywistości, także zerwaniem więzi rodzinnych i przyjacielskich z dawnymi republikami – ponad 25% obywateli ma korzenie i krewnych poza oficjalną granicą Rosji. Zdaniem Lwa Gudowa, nastroje antyzachodnie w społeczeństwie najsilniejsze po aneksji Krymu w 2014, dziś są dużo słabsze. Czy jest szanse na odwrócenie losów? „Proces rozpadu reżimu totalitarnego zajmie niejedno pokolenie. Na razie zmieniło się tylko jedno: odchodzi moje pokolenie, które było świadkiem tych wydarzeń. Jednak zachowały się instytucje: armia, propaganda i szkoła, i młodzież odnawia te wszystkie klisze, choć nastawiona jest o wiele bardziej prozachodnio i chciałaby więcej wolności i demokracji. Niemniej, musi się godzić z tym, co istnieje i adaptować się – mimo całego swojego idealistycznego nastawienia” – powiedział Lew Gudow.
Brak perspektyw demokratyzacji Rosji bierze się z silnego oporu beneficjentów obecnego systemu, społecznego dystansu wynikającego z traumatycznych przeżyć transformacji lat 90-tych, oraz złej kondycji opozycji niemal całkowicie zduszonej przez władze.
Zniewagi i zagrożenia
Z punktu widzenia Moskwy Imperium Rosyjskie się kurczy, a wrogowie zbliżają się do jej granic. W rozumowaniu rosyjskim, ci wrogowie (cały demokratyczny zachód) doprowadzili do rozpadu Związku Radzieckiego, i wybuchu rewolucji w byłych republikach, a teraz bezczelnie otwierają Ukrainie drogę do natowskich struktur bezpieczeństwa. Kreml z gruntu nie wierzy intencjom Zachodu, jest przekonany, że chce go zniszczyć.
W ciągu dziesięciu lat od zakończenia zimnej wojny świat wrócił do ery rywalizacji wielkich mocarstw. Jako punkt zwrotny wskazuje się czerwiec 1999 roku, kiedy po interwencji Sojuszu w Kosowie, rosyjski kontyngent złożony z wojsk powietrzno-desantowych, wbrew NATO został przerzucony na lotnisko w Prisztinie, zanim dotarły tam siły KFOR. Do tego momentu, Rosja bezsilnie przyglądała się, jak Zachód rozszerza swoje granice, obiecując kolejnym rządom przyłączenie do NATO lub Unii Europejskiej, jednocześnie tracąc wpływy na Bliskim Wschodzie i w Ameryce Łacińskiej. W 1999 roku Jelcyn postanowił, że Zachód nie posunie się ani kroku dalej. Klęska Serbii (tradycyjny sojusznik Rosji) i utrata władzy przez Milosevicia, uświadomiła rosyjskim władzom, że ład, jaki ustalił się w Europie po zakończeniu zimnej wojny uległ zakłóceniu. Podobno na decyzję Jelcyna w dużej mierze miał wpływ wówczas mało znany nacjonalista Władimir Putin.
Zdaniem Putina fundamentalną winę za aktualny stan rzeczy ponoszą Stany Zjednoczone, które po rozpadzie ZSRR ogłosiły się zwycięzcą zimnej wojny i uznały, że posiadają prawo do decydowania o konstrukcji nowego porządku: „Zaistniała konieczność przeprowadzenia racjonalnej rekonstrukcji i dostosowania systemu stosunków międzynarodowych do nowych realiów. Tymczasem moim zdaniem Stany Zjednoczone, które same siebie obwołały zwycięzcą zimnej wojny, pewne siebie nie widziały takiej potrzeby. I zamiast ustanowić nową równowagę sił, co jest niezbędnym warunkiem ładu i stabilności, powzięły kroki, które doprowadziły do powstania ostrej i głębokiej nierównowagi”(…)
Ta retoryka ma głęboko zakorzenione poczucie krzywdy, której źródeł należy upatrywać w ekspansji natowskich struktur na wschód. Putin czuje się oszukany, i regularnie przypomina o gwarancjach nie zwiększania liczby członków NATO, jaką rzekomo miał otrzymać Gorbaczow jeszcze w 1990: (…)„Zimna wojna” dobiegła końca. Nie zakończyła się jednak zawarciem „pokoju” z jasnym i przejrzystym postanowieniem o przestrzeganiu istniejących reguł i standardów ani też ustanowieniem nowych. Zrodziło też wrażenie, że tak zwani zwycięzcy „zimnej wojny” postanowili wykorzystać sytuację i roztoczyć swoje panowanie na cały świat.” W 2016 roku, na pytanie niemieckich dziennikarzy, czy Rosja dopuściła się jakichś błędów w polityce zagranicznej, Putin odpowiedział: „Owszem, były błędy. Nie zdołaliśmy jasno zasygnalizować naszych narodowych interesów, a powinniśmy to zrobić już na starcie. A gdybyśmy to zrobili, być może teraz żylibyśmy w bardziej zrównoważonym świecie.” Rok później potwierdził swój punkt widzenia: „Najważniejszy błąd w relacjach z Zachodem polegał z naszej strony na tym, że za bardzo wam zaufaliśmy.”
Putin rozumie, że nie ma wystarczająco środków do rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi w roli globalnego supermocarstwa, ale zależy mu na zaakceptowaniu prawa Rosji do wywierania dominujących wpływów regionalnych. Nalega by interesy i preferencje Federacji Rosyjskiej były uwzględniane w globalnej polityce. Z Rosją Putina trzeba żyć i rozmawiać bo w najbliższej perspektywie nie ma innej alternatywy. Nadzieja na demokratyczne zmiany w tym kraju jest dziś śmieszna.
Czy zwykli Rosjanie chcą wojny?
Wiele wskazuje, że Rosjanie są przeciwni polityce Kremla, ale trudno zweryfikować te opinie. Za demonstrację pokojową, jednoosobową pikietę lub udostępnienie artykułu w sieci, można trafić na wiele lat do więzienia. Wszelkie przejawy oporu lub autonomii oznaczają poważne represje. Jedyny niezależny ośrodek badania opinii publicznej Centrum Lewady nie ma łatwego zadania (łatka „zagranicznego agenta”). Przeprowadzane sondaże sugerują, że większość społeczeństwa oskarża (!) NATO o eskalowanie napięć, ale boi się i nie chce wojny. Z ankiety przeprowadzonej wśród słuchaczy radia Echo Moskwy wynika, że 96% ankietowanych nie jest gotowych brać udziału w wojnie. Podobne nastroje słychać wśród rosyjskiej elity, które nie przejawiają entuzjazmu dla otwartej wojny. Wątpliwości dostrzega się nawet wśród lojalnych pracowników Kremla, co jest sporym zaskoczeniem, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, iż w 2014 roku po aneksji Krymu, poparcie dla Putina było największe od interwencji w Gruzji w 2008, a jedyny poseł, który nie poparł działań militarnych, został zmuszony do opuszczenia Rosji.
Na stronie internetowej Wszechrosyjskiego Zgromadzenia Oficerów, grupy emerytowanych wojskowych znanych z proradzieckich poglądów, pojawił się wpis oskarżający Putina o prowadzenie „zbrodniczej polityki prowokowania wojny”. W branżowym piśmie „Niezawisimoje wojennoje obozrienije”, w podobnym tonie wyraził się pułkownik Michaił Chodorionok: „Żadnego ukraińskiego blitzkriegu nie będzie. Konflikt zbrojny z Ukrainą w obecnej sytuacji gruntownie nie odpowiada narodowym interesom Rosji” W ostatnich dniach ten zaskakujący komunikat nie jest jedynym głosem sprzeciwu wobec planów Kremla, wyraża go wielu ludzi, wśród nich artyści i intelektualiści. Te i wiele innych inicjatyw wskazują na rosnące antywojenne nastroje w Rosji. Analityk moskiewskiego Centrum Carnagie, Andriej Kolesnikow, uważa, że istnieje przekonanie, że jeśli dojdzie do wojny, to ani nie będzie krótka, ani łatwa, a potencjalne „zwycięstwo” przesłonią liczne ofiary.
Putin nie żałuje środków na lansowanie propaństwowych postaw. Szykuje Rosjan na kolejną szybką i zwycięską wojnę. Tylko wojna jest w stanie odwrócić uwagę Rosjan od biedy, skoncentrować poparcie wokół nacjonalistycznych haseł. Niczym rzymscy galernicy, dostają bodziec do płynięcia w kierunku, którego do końca nie rozumieją, ale zwycięża entuzjazm grupy. Ofensywna propaganda, represje polityczne, i militaryzacja, hasło „wróg u bram” sprawiają, że gdyby doszło do ataku, wielu Rosjan nie byłoby zaskoczonych. Trudno się temu dziwić, jeśli wziąć pod uwagę to, że najważniejszym źródłem informacji dla dwóch trzecich obywateli jest telewizja. W mediach przekaz dotyczący Ukrainy jest od lat ten sam – upadłe państwo rządzone przez „nazistów”, marionetka Zachodu i wróg Rosji – co drugi Rosjanin winą za potencjalną inwazję obarczyłoby USA i NATO.
Wielu Rosjan w Charkowie lub Kijowie ma dalekich i bliskich krewnych, rodziny, które znalazły się tam po przemianach lub emigrowały za pracą. Szczególnie starsi boją się wojny, dla nich Ukraina to miejsce urodzenia, stary kraj przodków. Nie wyobrażają sobie, że teraz wejdą tam rosyjskie wojska, i będą do nich strzelać. Mimo strachu niewielu jest takich, którzy głośno wyrażają swój sprzeciw.
Czy Polsce grozi wojna?
Podczas gdy Zachód targuje się z Kremlem o bezpieczeństwo Ukrainy, nad Wisłą można wyczuć rosnący niepokój. Wraz ze wzrostem liczby rosyjskich żołnierzy rośnie poczucie zagrożenia, strach przed wojną, dosłownie, rosyjskim atakiem na Polskę. Obawiamy się powtórki z historii, zdrady Zachodu, porzucenia przez Sojusz Północnoatlantycki. Czy w obliczu wznowienia konfliktu militarnego na Ukrainie, Polska jest bezpieczna?
W obecnej sytuacji przynajmniej na razie Polska jest bezpieczna, ale powinniśmy myśleć długofalowo, wzmacniać istniejące sojusze, modernizować i rozwijać własne zdolności militarne. Wywołanie wrażenia, że Polsce coś grozi leży w interesie Rosji, dlatego nie powinniśmy poddawać się tej narracji. Wiosną 2021 minister spraw zagranicznych, Siergiej Ławrow, powiedział: „W Europie znów tworzą się granice. Przesuwają się na wschód i robią się coraz głębsze, niczym okopy”. Te słowa potwierdzają odczucia władz w Moskwie, że NATO nie dotrzymało obietnicy złożonej w 1990 roku, iż nie będzie rozszerzało struktur bezpieczeństwa na wschód. Wiele lat temu po przejęciu faktycznej władzy prezydent Władimir Putin, w słynnym już przemówieniu jasno stwierdził, że rozpad ZSRR był największą geopolityczną katastrofą XX wieku. Od tego momentu na naszych oczach ma miejsce odbudowa systemu, który dawał Rosjanom dumę i mocarstwową potęgę. Słowa Putina należy rozumieć, jako wyraz głębokiego niezadowolenia z faktu utraty buforu bezpieczeństwa, który dawały kontrolowane państwa satelickie.
Jak już wspomniałem, Rosja nie zrezygnuje z Ukrainy, a tym bardziej nie pozwoli sobie na utratę Białorusi. Wspólne ćwiczenia przeprowadzone przez Mińsk i Moskwę, stały się przykrywką do rozmieszczenia swoich wojsk na granicy z Ukrainą. Wiele wskazuje, że Rosja będzie chciała pozostawić znaczny kontyngent na terenie Białorusi, co zmienia sytuację bezpieczeństwa w regionie Morza Bałtyckiego i dla NATO. W ten sposób dla Polski „granica z Rosją” znacznie się wydłuża. Wznoszony na granicy mur, w zamyśle mający powstrzymać napór migrantów, czołgów nie zatrzyma. Białoruś wiąże się jeszcze z dwiema niezwykle ważnymi lokacjami, znanymi jako przesmyk suwalski i brama smoleńska. Pierwszy łączy Polskę z Litwą, i jest jedynym korytarzem umożliwiającym wysłanie wsparcia do państw bałtyckich przez NATO. Przy szerokości 65 kilometrów, może od tej pory zostać z łatwością zablokowany przez wojska rosyjskie znajdujące się na terenie Białorusi. Z kolei brama smoleńska znajduje się w Rosji, blisko granicy z Białorusią. Jest pasem o szerokości około 80 kilometrów, i prowadzi na zachód do Polski, lub na wschód do Moskwy. Strzeże jej jedna z największych i najlepiej uzbrojonych rosyjskich armii, ekwiwalent połączonych sił Polski, Niemiec, Holandii, Litwy, Łotwy i Estonii – to 1 Gwardyjska Armia.
W książce „Potęga geografii. Czyli jak będzie wyglądał w przyszłości nasz świat” Tim Marshall, pisze: „Geografia ma kluczowy wpływ na to, co ludzkość może, a czego nie może”. Punktem wyjścia wyborów podejmowanych przez ludzi, jest położenie ich państwa względem sąsiadów, szlaków wodnych, i złóż naturalnych. Miejsca na mapie nikt i nic nie zmieni. Będzie determinować decyzje i wydarzenia, dziś i jutro. Nie powinno być zaskoczeniem, że Polska w obliczu kryzysu trzyma stronę Amerykanów. Należy zacieśniać sojusze gospodarcze i militarne, dopilnować aby zobowiązania i traktaty były wypełniane przez UE i NATO. Stawienie oporu rosyjskiej agresji jest dziś najpoważniejszym egzaminem, jakiemu poddawane są zachodnie kolektywne struktury bezpieczeństwa. Polska musi umocnić swoją pozycję w tej części Europy, zacieśnić więzi militarne z Wielką Brytanią, Niemcami i Francją. Zwiększenie zaangażowania Amerykanów w tej części świata również jest kluczowe dla stępienia regionalnych zapędów Putina. Wyszehradzka Grupa Bojowa, wyjście ponad próg 2 procent PKB na obronność. Wycofanie się Amerykanów może zmienić sytuację na niekorzyść Polski, dlatego potrzebujemy sojuszników. Wywoływanie tarć wewnątrz Unii Europejskiej jest na rękę Putinowi. Kiedy Zachód się kłóci, nie mówi jednym głosem, Putin się cieszy. Musimy zrozumieć, że Polska potrzebuje sojuszników.
Twierdzenia, zwłaszcza argumentowane wątkiem historycznym, analogiami do września 1939, nie mają sensu, ponieważ dzisiejsza rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Nie zmienimy naszego położenia w sensie geograficznym, ale Polska A.D. 2022 nie leży pomiędzy dwoma wrogimi mocarstwami, dyktaturami, potęgami militarnymi. Niemcy są dziś państwem demokratycznym, członkiem Unii Europejskiej, NATO, jedną z największych gospodarek, ważnym partnerem handlowym. O czym się zapomina, Niemcy mają dziś trzykrotnie większe obroty z handlu z Polską niż z Rosją. Co Zachód miałby zyskać na zdradzie Polski? Polska jest częścią demokratycznego świata, łączą nas wartości (pomijam specyficzne podejście aktualnego rządu), sojusze, gospodarka i struktury bezpieczeństwa – NATO. Zdrada sojusznika pociągnęłaby szereg konsekwencji, z nadszarpnięciem zaufania do Stanów Zjednoczonych na czele. Poza tym, Rosja nie ma potencjału militarnego by pokonać zjednoczone siły zachodu. Artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego nie jest pustym frazesem, a atak na Polskę oznaczałby wojnę z NATO.
Skupmy się nie na widmie wojny nad Wisłą, lecz na tym, co możemy dziś zrobić, by zwiększyć swoje bezpieczeństwo. Na krótko i długoterminowych konsekwencjach inwazji Rosji na Ukrainę, które bez wątpienia dotkną i Polskę, i Europę.
Jak się przygotować na wojnę?
Rosyjska presja na Ukrainę rośnie z każdym kolejnym żołnierzem, czołgiem i samolotem, wysłanym w pobliże granicy. Ukraina jest otoczona, ale pozostaje nieugięta i zdeterminowana by się bronić. Swojej tożsamości, integralności terytorialnej, prawa do samostanowienia, wybierania sojuszy optymalnych dla jej interesu narodowego. Już dziś możemy mieć pewność, że Putin poniósł klęskę, której nie zmieni grożenie pięścią uzbrojoną w odbezpieczony pistolet. Cały świat, wśród nich państwa dawnego Związku Radzieckiego widzą prawdziwą twarz reżimu, istotę rosyjskich ambicji. Dla Putina, jak i dla Rosjan, codziennie integrowanych wokół propagandowej papki, ten stan rzeczy jest ogromnym rozczarowaniem. Nie pozwolę sobie na choćby procentowe szacowanie możliwości wznowienia poważnych działań militarnych na Ukrainie, ale, biorąc pod uwagę mentalność imperialną Rosji, dążenie do sprawowania politycznej i gospodarczej kontroli, dziś, 20 lutego, gdy wreszcie kończę pisać ten artykuł, jest to możliwe. Gdy dwie poważne siły stoją naprzeciw siebie, i mierzą z karabinów i dział, jeden niepotrzebny ruch, choćby pozorny i niezamierzony, opacznie zinterpretowany może doprowadzić do wybuchu. Na negocjacyjnej szachownicy nie pozostał żaden istotny pion. Putin nie ma wiele do stracenia. Odsłonił prawdziwą twarz, sankcji gospodarczych się nie boi – jest konsekwentny.
Nie zamierzam straszyć wojną, która Polsce nie grozi. Powtórzę raz jeszcze, nie wpadajmy w histerię, nie dajmy się ponieść emocjom. Temat przygotowania na wojnę będzie przez jakiś czas bardzo popularny w mediach. Wiele osób będzie starało się budować narrację sugerującą potrzebę zakupów poważnych zapasów żywności, wody, i wszelkiego rodzaju wyposażenia kojarzonego z ruchem prepperskim. Jeżeli do tej pory nie interesowałeś się ideą preppingu, to zakup skrzynki konserw będzie stratą pieniędzy. Prepping, to zabezpieczanie potrzeb rodziny na wypadek długotrwałych niedoborów podstawowych artykułów i udogodnień. To budowa systemu bezpieczeństwa Twojego i rodziny, w oparciu o priorytety przetrwania. Przetrwanie sytuacji kryzysowej, to aktywne celowe działanie, mające na celu zachowanie zdrowia, życia i wydajności w dyskomforcie braku codziennych udogodnień. Szanse przeżycia w ekstremalnej sytuacji będą uzależnione od zaspokojenia podstawowych potrzeb, jak woda, jedzenie, ciepło, zdrowie, schronienie i bezpieczeństwo.
W ukraińskich sklepach można zamówić torby i plecaki ewakuacyjne – nazywane wojennymi, z wyposażeniem umożliwiającym przetrwanie po ewakuacji z domu. Co ciekawe, wielu mieszkańców Ukrainy nie bierze poważnie tego rodzaju zestawów. Z własnego doświadczenia twierdzą (uciekinierzy z Donbasu/2014), że wystarczy niewielka torba lub plecak z dokumentami, lekarstwami, butelką wody do picia, gotówką i kartami płatniczymi: „Nie ma tego wiele, ale dzięki temu jesteśmy mobilni, nadmiar gadżetów i wyposażenia nie przeszkadzają w biegu”. Jak powtarzają, pod ostrzałem trzeba szybko się poruszać. W 2014 roku wielu uciekało z Donbasu samochodami wypełnionymi dobytkiem całego życia. Bardzo szybko okazało się, że benzyny i czynnych stacji benzynowych jest zbyt mało, dlatego dziś, wiele osób przechowuje lub wozi w bagażnikach dodatkowy kanister paliwa. Doświadczenie tych osób pokazuje, że nie musisz kupować najlepszego i najdroższego plecaka ewakuacyjnego, wypełnionego gadżetami, których prawdopodobnie nigdy podczas ucieczki nie użyjesz. Ograniczają się do prostych recept, które zwyczajnie się sprawdziły w najgorszych warunkach, jakie można sobie wyobrazić. Jeżeli bardzo chcesz pójść w kierunku radykalnych przygotowań, to najpierw polecam artykuły na temat wyposażenia noszonego codziennie – EDC, codziennej torby awaryjnej – Get Home Bag, zestawu awaryjnego do pracy – Work Emergency Bag, zapasy wody i żywności na minimum 7-10 dni – Piwnica preppersa, oraz plecaka ewakuacyjnego – Bug-Out Bag.
Realne konsekwencje wznowienia przez Rosję działań wojennych w Ukrainie, to poważne zakłócenie wzrostu gospodarczego w państwach Unii Europejskiej, zwłaszcza z Europy Środkowo–Wschodniej. Rykoszetem oberwie też Polska, a podniesienie cen surowców to tylko jedna z implikacji. Znaczący spadek eksportu na Ukrainę i Rosję – został odnotowany w roku 2014, uderzy w biznes krajowy i inwestorów zagranicznych. Kreml wywiera presję na państwa UE, ograniczając dostawy gazu, mógłby zupełnie je odciąć, aby wymusić dyplomatyczne ustępstwa i ograniczyć wsparcie dla Ukrainy. Należy się liczyć z potencjalnie dużą liczbą uchodźców, ale to już jest w gestii rządu. Zwiększone ryzyko zaowocuje odwrotem inwestorów, i spadkiem wartości złotego, co nie pomoże w walce z inflacją.
Jak przygotować się na wojnę? To pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi. Bezpośredniego ryzyka wojny na terenie naszego kraju nie ma, ale mogą dotknąć (nas) konsekwencje wznowienia konfliktu w Ukrainie. Gdybym miał koniecznie coś doradzić, to zwiększajmy swoje codzienne bezpieczeństwo prostymi i dostępnymi metodami. Bądźmy świadomi swojego otoczenia, i nie mam na myśli odległości dzielącej od drzwi domu do pracy, lecz dużo większej perspektywy. Warto wiedzieć, co się dzieje na świecie, warto wiedzieć, co się dzieje w Europie. Wiedząc więcej, będąc świadomymi potencjalnych zagrożeń, przestaniemy się bać. Jeśli zakup agregatu prądotwórczego, lub zestawu typu solar-aku, na wypadek ograniczeń w zasilaniu, cię uspokoi, zrób to. Jeśli zakup pięciu baniaków wody pitnej sprawi, że poczujesz się pewniej, zrób to. Nikomu nie mogę zabronić takich kroków, ale doradzić, by nie popadał w skrajności. Być może wrócę do tego tematu w oddzielnym materiale.
Kilka słów podsumowania
Zasada ostrożności musi charakteryzować każde teoretyzowanie na temat możliwych rozwiązań napięcia na granicy z Ukrainą. Doświadczenia ponad dwóch dekad rządów Władimira Putina nie raz drastycznie neutralizowały argumenty ekspertów. Być może Putin nie chce wojny, ale nie cofnie się przed wojną, aby osiągnąć swoje cele. Trwa testowanie NATO, jak daleko Rosja może się posunąć.
Choć eksperci wieszczą przegraną Rosji z USA w wojnie informacyjnej, Władimir Putin wie, że inicjatywa leży po jego stronie, i do cna wykorzystuje okoliczności. Ubiegły rok dostarczył kilka sygnałów słabości i kryzysu Zachodu, jak atak na Kapitol w USA, chaotyczne wycofanie się z Kabulu, niejednoznaczne deklaracje Bidena, lub brak zdecydowania w kwestii Nord Stream 2 – państwa UE i NATO nie mówią wspólnym głosem, to sukces rosyjskich służb specjalnych. Na szczęście NATO zdążyło złapać drugi oddech – nastąpiło nieomal odrodzenie sojuszu, to na wiele działań jest za późno. Białoruś, z czym Łukaszenka zapewne się pogodził – przez wiele lat dość umiejętnie lawirujący na granicy UE/Moskwa, w imię zachowania dyktatorskiej władzy, powróciła w orbitę wpływów Kremla, i, pomimo obiektywnie marnych szans na zmianę, miękka aneksja Białorusi jest klęską zachodniej dyplomacji. Najważniejsza jest jednak Ukraina, pod względem historycznym, demograficznym, i geograficznym.
Obok strachu przed inwazją i jej konsekwencjami, moje wątpliwości budzi nastawienie demokracji zachodnich, które mogą wyprowadzać ciosy i odpowiedzi z poziomu złudnego przekonania, że Putin ograniczy się „tylko do Ukrainy”. W mojej opinii, będzie dążył do przejęcia politycznej kontroli nad Europą Wschodnią, dlatego Polacy mają prawo wzmacniać swoje bezpieczeństwo bez oglądania się na protesty Kremla. Aktualnym pozostaje pytanie, czy Zachód jest gotowy bronić Litwy, Łotwy i Estonii, jeśli nie jest gotowy bronić Ukrainy?
Zapraszam do polubienia i śledzenia nowości na koncie Facebook

Przemek – mąż, tatko, pomysłodawca i założyciel bloga, jedyny prowadzący, admin, dyrektor, webmaster, grafik, preppers
Wybrane źródła:
Potęga Geografii. Czyli jak będzie wyglądał w przyszłości nasz świat – Tim Marschall
W Teatrze Cieni. Historia ostatniej europejskiej wojny – Tim Marschall
Na Kremlu Wiecznie Zima. Rosja za drugich rządów Putina – Robert Service
Apartament w hotelu wojna. Reportaż z Donbasu – Tomas Forro
Międzynarodowy Klub Dyskusyjny Wałdaj, 19.X.2017/27.X.2016/24.X.2014
The Putin Interviews: Olivier Stone rozmawia z Władimirem Putinem
Telewizyjna wojna Rosji z Ukrainą: wstęp do rzeczywistej? – dw.com
Putin szykuje się do wojny. A Rosjanie są od dawna gotowi – polityka.pl
Rosyjskie elity bez entuzjazmu dla otwartej wojny z Ukrainą – gazetaprawna.pl
Ukraiński dylemat Rosji: strategia Moskwy wobec Kijowa – osw.waw.pl
Lew Gudkow: w dzisiejszej Rosji „syndrom postimperialny”, pozostały po ZSRR, powiela armia i szkoła – pap.pl
Rosja vs Ukraina: a jeśli jutro będzie wojna – rp.pl
Ukraińscy cywile masowo kupują broń. Do samoobrony i udziału w obronie terytorialnej – money.pl
Ruch rosyjskiego sprzętu (14.02.2022) – aspekt informacyjny – infowarfare.pl
Sondaż: Poparcie dla Putina najniższe od dziesięcioleci – rp.pl
Multitactical.pl Wszelkie Prawa Zastrzeżone © 2022 Wszystkie zdjęcia i teksty są własnością Autora blogu. Kopiowanie, przetwarzanie i rozpowszechnianie bez wiedzy i zgody Autora jest zabronione.
Najnowsze komentarze